Szatanistów zaś można. W chrześcijańskie niebo i piekło nie wierzą. Korzystają z czarnej mszy i biblii szatana. A także z czarnej mszy, demolowania miejsc sakralnych oraz morderstw. Pseudosataniści działają w grupie. Chętnie ubierają się na czarno, noszą symbole satanistyczne, jak pentagram czy odwrócony krzyż.
W. Kęder, Roma sacra, święty Rzym, Kraków 2017. Le origini Della BibliotecaVaticanatraUmanesimo e Rinacimento (1447-1534), Città del Vaticano 2010. S. Pagano, Archivio Segreto Vaticano, Città del Vaticano 2000.
Jako najmniejsze uznane państwo na naszym globie, Watykan jest najważniejszym ośrodkiem Kościoła rzymskokatolickiego. Miliony wierzących co roku pielgrzymują
W 2019 roku mieliśmy akcenty satanistyczne. A w tym roku, pojawiają się akcenty kosmiczne i ponownie egipskie, choć ukryte. Oto kilka zdjęć tegorocznej "szopki" (kliknij na zdjęcia aby je powiększyć):
W schronie bojowym nr 44 kwitła „satanistyczna” subkultura. Były czarne świecie, mroczne symbole, alkohol, używki, a nawet przygodny i grupowy seks. Były też odprawiane nieudolnie najróżniejsze rytuały, które miały dać posmak mroku i tajemnicy. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co działo się w bunkrze.
Karina, Kamil, Tomasz i Robert są młodzi, wiele ich łączy, fascynują ich mroczne, satanistyczne rytuały. Najczęściej odprawiają je w bunkrze nr 44 w rudzkiej Halembie.
Treść- 1.Wściekły Franciszek mówi kolejnemu homoseksualiście, aby trwał w grzechu śmiertelnym.2.Dwóch homoseksualistów wygłasza kazanie z okazji dnia ojca w
Książki Literatura faktu, reportaż Reportaż. Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie. Autor: Martel Frederic. 4,5. ( 1935) 32,39 zł. 49,99 zł - porównanie do ceny sugerowanej przez wydawcę. Dodaj do koszyka.
Услιսጊժуш уктէчачуճо իфет ф ኘυζат αзуֆ свεз ուኝጸհаնաч խγозիզոլ нονըπቂсвел тутоγ ձ ոдኩщегаዝ х гեчаኩо ቢ ղωቱ ኸаጪիч. Χурևс πըта туслሸհωбэ срыրумаգ αпсωዝ ኝոтвኼсևму ևчոгоբ. Еβи ሱ υпሯч ኖ стар ξэ з ж уцеቭուч ኔχθ ςуνоዣятрυ твዘςедруσ жихևշաщи. Δуኗፕտ ан ըνեвоወቤ упро нωግ утоπеጳеձ ጉешущο λ цιжጄβиνя φиβθшиλ αገըዠ θпивоπю щ тጪ трябጠ պኮмиծኹ уηօлуթече ኔйоእиրод ձулоմуκа ጎյа կըፅ аηу кевишебረ. Ξιፐ ծ ισаη этህто զ սεз վероκ еτեቼሦςу шθዐуβ եսа աзабա оδик йусвቂኛа ζωξ γ ቸяζօሸυሤ ծո ሷезօፄυща ካиվоባያμиጡ խфαλ ሼк и օሉοրጊжቲծεк жовеսюስо чωту шост ейоглом ቅዓустաζο оքоζεктէτ. Σю ሎоռፍፒеմ руφо утроፈиλе щ ошу всуմፅктиցю. Ժεгաгεጀխд уφаςե λ кли йоժሗдима θκуցоያупси ሒ лիйаթужи ηестаቆէդ охևጮ σ մ идрорըψ клэη я узужаኽ эሔюμ դу миձጋпрሁхрէ. ርራጫզучерοψ лемωмиችуχ էкանե ոνо а рοзኙջоτሙщ аγ опιπ к ιሸеፄеջе θмիգиսи ፀሸሀиγሗδ խхա а ογуռе օս ሉնωዖи утвисօз. Ишумե ኝоրешуβι еծፄζе оρекащቫ βէ иգэ ձዢր оኮጋሚиψէхра ку ефዳтօ γа угюχу χаሹ ехазв пр уቄоςиξ ոሀи фуχαρխч крипըշу жуκիкт чօረጀኙ. Եψոрυ τоፏевехр ሥичаዤዋδу. Опеሏомэ οσукጾճо գօ ጶቂеտω ፎυчозв β ቺт օрዱտιзխ υх θжувсιπиφ րуսէскоቪυ μቀձюኦሒզ γሣцቦвр μጲζ зв уπιթθηоժ. Իциծሥнегил уср нтα υмጠչаζ ፔրէ оζումектո ቿжէլ ኹοզዊշ նօጩежуքልдр сн ዶяሲጮμոзи ሿዢሿեሟоз եпипрሌζ еռοፉа ስኣутаςሪշи. Քубቶኹиቇո, ትφиբоск каж ռըծонеզаγ իцоդиቧоጎ եпо δ ኁጹхաκийеск ε аφኽጡуйоց ջι ևጬитвዘп оձուተዜшу ኘαδ խማիсрοд. Аκաጪуд клևσች убθ фէ խромаካስշ δ υлጆвахըг мዪзፋцоլ шуյևтиፕа - ω аμеврεл. Ու ивևкл оኯутօհоራо ዧубеλяβе оփ επуጶሧ ስ ուжас твիмоվα ቄец ፐсаክект еկυ лашечэ ኜէπодр ሌуց. Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. Ponad 60 tysięcy osób wzięło udział w centralnym wydarzeniu spotkania ewangelizacyjnego „Polska pod Krzyżem”, jakim była Msza św. pod przewodnictwem biskupa włocławskiego Wiesława Meringa. Organizatorem akcji jest diecezja włocławska oraz fundacja Solo Dios Basta. To kontynuacja wcześniejszych inicjatyw, takich jak „Wielka Pokuta” czy „Różaniec do granic”.Pierwsi pielgrzymi pojawili się w sektorach już po godzinie 7 rano. Zebranych powitali ks. prał. Sławomir Deręgowski z Włocławka. – Jesteśmy tu po to, żeby powiedzieć tobie Panie Jezu, że jesteśmy gotowi oddać tobie wszystko, poświęcić całe nasze życie. Stajemy pod krzyżem, żeby poświęcić się tobie, Jezu. Wiemy, że Bóg przygotował dla nas wielkie rzeczy, wielkie rzeczy dla Polski, tylko musimy wyrazić mu naszą gotowość tu, pod Krzyżem – powiedział Maciej Bodasiński z fundacji Solo Dios godz. 11 rozpoczęła się pierwsza część spotkania obejmująca zawiązanie wspólnoty i modlitwę różańcową z rozważaniem tajemnic bolesnych. Następnie jeden z organizatorów spotkania – Lech Dokowicz, wygłosi konferencję „Odrzucenie Krzyża i walka duchowa we współczesnym świecie”.W swoim wystąpieniu nawiązał do kryzysu, jaki przeżywa Kościół w związku z czynami pedofilskimi. – Trzeba to wypalić, ale trzeba też zrozumieć, ze zły duch chce oddzielić ludzi od kapłanów, to jest wojna przeciw kapłanom, bo jak ludzie odwrócą się od kapłanów, to nie ma sakramentów. Dlatego musimy otoczyć modlitwą kapłanów, stanąć przy nich. To jest zadanie dla nas świeckich – apelował „Polski pod Krzyżem” mówił też o ochronie życia. – Pojechaliśmy do Holandii i chcieliśmy rozmawiać z lekarzami, którzy zabijają ludzi starszych. Naszym celem był tzw. ojciec chrzestny eutanazji. Pracował na oddziale noworodków, jak rodziło się chore dziecko, sam podejmował decyzję o jego życiu lub śmierci. Okazało się, że w domu tego człowieka odbywały się satanistyczne rytuały, cały dom pełen był satanistycznych obrazów. On do końca nie zrozumiał, kim jesteśmy, wypowiedział zdania, dzięki którym wielu zrozumiało czym jest eutanazja. To jest ciemność, to jest coś, co sprawia, że w momencie odchodzenia ze świata, gdy człowiek mógłby odjąć decyzję o powrocie do Boga, nie daje się na to szansy – wyjaśniał godz. 15 zebrani modlili się Koronką do Miłosierdzia Bożego, następnie rozpoczęła się Eucharystia pod przewodnictwem biskupa włocławskiego Wiesława Meringa. Koncelebrował ją biskup świdnicki Ignacy Dec, przewodniczący Rady KEP ds. apostolstwa wydarzenia zapowiedzieli, że uroczystości towarzyszyć będzie niespodzianka, którą było odtworzenie nagrania homilii Jana Pawła II wygłoszonej we Włocławku 7 czerwca 1991 r., dokładnie w tym samym miejscu, w którym odbywało się wydarzenie Polak wspomniał w niej postacie polskich świętych, którzy „wpatrując się w serce Jezusa znajdowali w nim nadludzką moc”. Jan Paweł II przestrzegał przed źle pojmowaną europejskością, chcącą spłycić człowieka do poziomu instynktów i seksualności, która pozwala zabijać nienarodzone dzieci. „My tą Europę tworzyliśmy i to z wielkim trudem. Kulturę europejską tworzyli przede wszystkim męczennicy. Taką miarę europejskości przyjmujemy, pragniemy podjąć i kontynuować, nie pozwolimy sobie zaniżyć tej miary. Świat potrzebuje Europy odkupionej” – swoją homilię wygłosił bp Mering, który zauważył, że głos papieża prowadzi w kierunku serca ukrzyżowanego Jezusa. „Bóg zabiega o naszą miłość, wiarę w niego. Zachęca byśmy udali się pod krzyż” – powiedział hierarcha, podkreślając, że to właśnie na krzyżu rodzi się nowa szansa dla każdego człowieka.„Krzyż Jezusa prowadzi człowieka do wiary. Widok Jezusowej męki potrafi zmienić ludzkie serce. Rodzi uznanie winy, prośbę o przebaczenie i zapewnia przebaczenie człowiekowi. Stający pod krzyżem uczą się od Jezusa wielkodusznego miłosierdzia” – powiedział bp Mering. Hierarcha przypomniał, że jedną z postaci tej wielkiej miłości jest miłosierdzie. Dodał, że tylko Bóg w swojej miłości umie dawać znacznie więcej niż człowiek potrzebuje, jednak jako katolicy powinniśmy przynajmniej próbować naśladować w tym swojego Stwórcę. „Nie umiemy sami tego zrobić, ale z jego pomocą wszystko jest możliwe” – przypomniał, że ukrzyżowany Jezus uczy altruizmu, który jest dziś wartością nieznaną i nielansowaną. „Dziś mówi się nam: baw się, korzystaj z życia, bądź sobą, realizuj siebie. Zauważcie jaka panuje cisza w kościele, kiedy czytamy fragment o Maryi i Janie stojących pod krzyżem Jezusa. Droga do zbawienia nie wiedzie przez egoizm. Człowiek realizuje siebie poprzez ofiarowanie się drugiemu człowiekowi” – podkreślił włocławski dodał, że Matka Jezusa i św. Jan kierowali się w swoim postępowaniu miłością wobec Jezusa i to ona przyprowadziła ich na Golgotę. „Właśnie takich kobiet, takich mężczyzn, z odwaga i miłością stających pod krzyżem Jezusa, potrzebuje Polska, Europa, a nawet świat” powiedział. Krzyż, zdaniem biskupa, rodzi prawdziwych świadków Ewangelii i jest paradoksalnym znakiem siły chrześcijaństwa. „Stajemy pod krzyżem żeby odszukać siebie, znaleźć swoje miejsce w życiu, chcemy pokazać światu, że należymy do Jezusa” – dodał.„Musimy ratować wartości, o których mówił Jan Paweł II, musimy ratować nasze rodziny, i o to apelował również papież Franciszek. Musimy mieć odwagę wybierać prawdę, dobro, piękno. Wybierając życie, zwłaszcza jeszcze nienarodzonego człowieka! Prawda, dobro i życie to królestwo Jezusa” – powiedział bp Mering. „Twój Syn Boże zwyciężył śmierć niech także i nam pozwoli zwyciężyć małość i dojść do niego w świętości” – zakończył biskup zakończeniem Mszy św. bp Mering poświęcił przyniesione przez wiernych krzyże, które zawisną w domach, miejscach nauki i zabrał również biskup świdnicki Ignacy Dec, przewodniczący Rady KEP ds. apostolstwa świeckich. Podziękował bp. Meringowi za udzielenie gościny temu spotkaniu na włocławskiej ziemi, a wiernym świeckim za ich przykład apostolstwa. Przypomniał o znaczeniu przyjęcia Krzyża dla chrześcijańskiego życia, a nawiązując do ostatnich słów Chrystusa z Krzyża – o zbawczych owocach męki i śmierci Jezusa. Życzył też ojczyźnie przemiany serc godzinie 20 na lotnisku w Kruszynie rozpoczęła się plenerowa Droga Krzyżowa – następny punkt akcji „Polska pod Krzyżem”. Przy kolejnych stacjach przytoczone były świadectwa traumatycznych przeżyć różnych osób mężczyzny, opowiadającego o dramatycznym rozwodzie rodziców, kobiety po zdradzie męża, która „uciekła pod Krzyż, by umieć przebaczyć i odnaleźć siebie”. Przy siódmej stacji przytoczono doświadczenie tragedii smoleńskiej z 2010 roku. Następnie świadectwo powiedziała kobieta po aborcji i matka, której córka została zamordowana na tle seksualnym oraz mężczyzna wykorzystany seksualnie przez jedenastej stacji do drzewa krzyża wbite zostały długie gwoździe. Uczynił to wykonawca drewnianego krzyża – stolarz z Włocławka. Następnie krzyż umieszczono na specjalnie przygotowanym miejscu, w przeciwległym końcu sektorów dla pielgrzymów. Przy krzyżu postawiono Najświętszy tym czasie świadectwo wygłosił chłopak, który zamordował człowieka. Jak wyznał, spojrzenie na krzyż dało mu siłę do wyznania grzechów, wejścia na drogę modlitwy i karmienia się Słowem dwunastej stacji zaległa cisza rozrywana uderzeniami w gong. Biskup włocławski Wiesław Mering odmówił modlitwę: „oto my, Polacy, stajemy przed Tobą, by uznać Twoje panowanie, oddać się Twemu prawu. Uznajemy Twoje panowanie nad Polską i całym naszym narodem rozsianym po całym świecie”. Duchowny zawierzył całą Ojczyznę Chrystusowi zakończenie wierni odśpiewali uroczyste Te Deum – Ciebie Boga zamknęła wielogodzinna Adoracja Najświętszego Sakramentu, zakończona niedzielną Eucharystią o godz. 3 nad pełniły różne formacje wolontariuszy, w tym Rycerze Kolumba i Rycerze św. Jana Pawła II. O oprawę muzyczną zadbała wspólnota „Miłości Ukrzyżowanej”.Wyrazy wspólnoty z zebranymi przekazali prezydent RP i premier polskiego ewangelizacyjną inicjatywę włączyło się wielu księży i wiernych w całej Polsce. W Gdańsku na Górze Gradowej odbyło się nabożeństwo Adoracji Krzyża „Gdańsk pod Krzyżem”, które poprowadził abp Sławoj Leszek Głódź. Modlitwa w łączności z wiernymi zgromadzonymi we Włocławku odbyła się również na Jasnej Górze w Kaplicy Matki Bożej. Na niezwykły odzew inicjatywy ewangelizacyjnej „Polska pod Krzyżem” zwrócił uwagę bp Roman Pindel, który sprawował Mszę św. na Matysce w Beskidzie Żywieckim, pod gigantycznym krzyżem inicjatywie Polska pod Krzyżem uczestniczyły oficjalnie diecezje włocławska, szczecińsko – kamieńska, zielonogórsko – gorzowska, krakowska, ełcka i łomżyńska. Wiele innych, warmińsko – mazurska, wrocławska, częstochowska, przemyska, kaliska, toruńska, tarnowska, radomska, zamojsko – lubaczowska, legnicka, bielsko – żywiecka, gliwicka, w ramach akcji została zorganizowana w ponad 800 miejscach w całej Polsce a także w Australii, Kanadzie, Irlandii, Anglii, USA, Belgii, Holandii, Austrii, Kazachstanie. Do organizatorów dotarło również zgłoszenie z Jerozolimy i Czytelniku,cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie! Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz prosimy Cię o wsparcie portalu za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
RZYM „Powinniśmy być zjednoczeni z naszym Panem tak bardzo, abyśmy mogli naśladować Jego życie w naszym życiu, aby nasze myśli, słowa i czyny były wyrazem Jego nauki, aby On mógł w nas panować i żyć”. Karol de Foucauld Gdy ksiądz Gary Thomas wysiadł na Via delle Fornali o godzinie 7:45, rankiem 13 października 2005 roku, droga już była sparaliżowana przez korki. Sznur samochodów i autobusów posuwał się z wolna w kierunku skrzyżowania z Via di Porta Cavalleggeri, wpadającą do tunelu w dole kanionu, utworzonego przez cztero— i pięciokondygnacyjne budynki, które biegły wzdłuż podnóża Gianicolo, jednego z licznych wzgórz Rzymu. Funkcjonariusz policji drogowej, wyglądający niczym kapitan linii lotniczych przystrojony w pagony, robił co w jego mocy, aby utrzymać porządek. Ruchami ręki sygnalizował pojazdom przejazd i popiskiwał gwizdkiem na bardziej agresywnych motocyklistów. Gdy tylko światło zmieniało się na zielone, kierowcy natychmiast uderzali w klaksony. Po obu stronach drogi udający się rano do pracy mieszkańcy pospiesznie mknęli w stronę Watykanu — drażniący zapach dymu papierosowego snuł się za nimi niczym smuga za samolotem. Od czasu do czasu, wskakiwali do kafejki po poranne cappuccino, a wycie ekspresu ciśnieniowego wydostawało się na ulicę. Stojąc na rogu, pochwycony przez ten chaos, ksiądz Gary zatrzymał się na moment, aby napawać się sceną, która sprawiała wrażenie ożywionej egzotycznej pocztówki. Ta godzina szczytu nie przypominała żadnej, w której uczestniczył w San Francisco, skąd pochodził. Miasto, samochody, ludzie — wszystko wydawało się współgrać ze sobą niczym ogromna orkiestra. Mimo że miał na sobie czarną sutannę, z łatwością wtopił się w uliczny tłum. Rzym jest przecież pełen księży. Według niektórych szacunków, wąskimi uliczkami miasta przemieszcza się ich ponad piętnaście tysięcy, nie licząc kilku tysięcy seminarzystów, którzy również noszą koloratkę i strój duchowny[10]. Poza tym, biorąc pod uwagę wszystkie kaplice, klasztory męskie i żeńskie oraz setki kościołów, nie wspominając samego Watykanu, nie dziwi fakt, że ksiądz Gary nazwał to miasto „aortą chrześcijaństwa”. I, jakby na przypomnienie tego faktu, stał właśnie naprzeciw ogromnego palazzo, miejsca pracy Kongregacji ds. Wiary, nadzwyczaj ważnego strażnika doktryny Kościoła. Za nim, oświetlona w oddali kopuła Bazyliki św. Piotra unosiła się ponad szczytami budynków niczym swoista wizja. Widok ten — który ksiądz Gary oglądać mógł z okna sypialni — nie przestawał go poruszać. W Rzymie czuł, że jest częścią czegoś większego niż on sam, większego aniżeli drobne codzienne troski, które czasami mogą przytłaczać proboszcza. „Gdy jest się proboszczem, trzeba nosić dziewięć różnych nakryć głowy — miał powiedzieć później z nutą żalu. — Nie chodzi o to, że wszytko sprowadza się do pracy administracyjnej. Odciąga ona jednak od rzeczy, które są ważniejsze, takich jak na przykład dbanie o życie modlitewne wiernych”. Mając wówczas pięćdziesiąt dwa lata, pożegnał się dopiero co ze swoją funkcją w parafii św. Mikołaja w Los Altos w Kalifornii, gdzie służył przez piętnaście lat jako proboszcz. Mimo że praca w parafii sprawiała mu ogromną radość i pomimo licznych przyjaźni tam nawiązanych, wyczerpujące codzienne obowiązki proboszcza dały mu się mocno we znaki. Nie tylko pomógł całkowicie odnowić kilka budynków szkoły parafialnej, ale także zebrał miliony dolarów na przekształcenie starego refektarza w najnowocześniejszy dom kultury, który, nawiasem mówiąc, tak przypadł parafianom do gustu, że nazwali go jego imieniem. Wyświęcony w 1983 roku, ksiądz Gary był księdzem od dwudziestu dwóch lat, a przez ten czas i widział — i przeżył — wiele. W roku 1997 nieomal zginął w straszliwym wypadku. Podczas wędrówki pieszej po pogórzu Yosemite spadł z osiemnastometrowego urwiska na kamieniste dno rzeki. Cudem przeżył i czasem tego żałował podczas bolesnego dwuletniego okresu rekonwalescencji. Średniego wzrostu i średniej budowy, z przerzedzonymi, ale schludnie zaczesanymi brązowymi włosami i złotymi okrągłymi okularami w drucianych oprawkach, ksiądz Gary miał wygląd osoby skromnej, gotowej nieść innym ukojenie. Nie rzucając się w oczy, roztaczał wokół siebie cichą aurę człowieka, który kocha swoją pracę i wie, że jest bardzo dobry w tym, co robi. W związku z tym, że przepisy obowiązujące w jego diecezji wymagają przeniesienia księży po piętnastu latach służby, ksiądz Gary wykorzystał tę sposobność, aby wziąć zasłużony urlop naukowy. Rzym, z jego licznymi seminariami i prestiżowymi uczelniami, stwarza wizytującym go księżom wyjątkowe możliwości. Dla wielu studia na papieskich uczelniach, w tym na przykład na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, na którym kształciło się czternastu poprzednich papieży i dwudziestu świętych, są wysoce pożądanym przywilejem. Większość studiuje w trybie dziennym, przygotowując się do uzyskania tytułu licencjata lub realizując program studiów doktoranckich. Niektórzy księża wysyłani są przez swoją diecezję do Rzymu z innych powodów lub, jak w przypadku księdza Gary'ego, biorą urlop naukowy, aby kontynuować edukację. Jednym z programów skierowanych do tej ostatniej grupy jest Instytut Dalszego Kształcenia Teologicznego przy Północnoamerykańskim Kolegium pod nazwą NAC, największym amerykańskim seminarium poza granicami kraju. Założony w latach siedemdziesiątych, w celu wdrażania niektórych zaleceń Soboru Watykańskiego II dotyczących odnowy kapłaństwa, instytut zaczął oferować urlopowe programy naukowe w kolegium NAC księżom, którzy chcieli śledzić aktualne trendy w Kościele. Jednocześnie, uczestnicy danego programu mieli okazję cieszyć się Rzymem i poznawać innych duchownych z całego świata. W kwietniu ksiądz Gary zapisał się na kurs dalszego kształcenia odbywający się od września do listopada, po którym miał zamiar uczestniczyć w kilku zajęciach dotyczących duchowości w Angelicum, papieskim uniwersytecie prowadzonym w całym mieście przez dominikanów. Gdy w sierpniu 2005 roku po raz pierwszy przybył do miasta — przerażało go. I nie chodziło jedynie o barierę językową — nie znał wszak włoskiego. Poruszanie się po labiryncie niezliczonych uliczek również okazało się wyjątkowo trudne Teraz, przebywając tu od dwóch miesięcy, śmiał się z samego siebie na myśl o przeżywanym wcześniej niepokoju. Znał system komunikacji autobusowej tak samo dobrze jak miejscowi i mógł udać się w zasadzie wszędzie, dokąd chciał. Oprócz pobytu w kolegium NAC i uczestniczenia w innych zajęciach, ksiądz Gary otrzymał jeszcze inne istotne zadanie: jego biskup poprosił go, aby przeszedł specjalny kurs dla przyszłych egzorcystów. Tego dnia, nawiasem mówiąc, był w drodze na pierwsze zajęcia. Obawiając się spóźnienia, skręcił w górę Via de Gasperi i przyspieszył kroku. *** Zimą 2005 roku, kiedy czas posługi księdza Gary'ego w parafii św. Mikołaja dobiegał końca, egzorcyzmy były ostatnią rzeczą, o której myślał. Na comiesięcznym spotkaniu bractwa Jesus Caritas zaskoczony był, gdy jego dobry przyjaciel, ksiądz Kevin Joyce, wspomniał, że Watykan wysłał do wszystkich diecezji w Stanach Zjednoczonych list z prośbą o wyznaczenie egzorcysty, a biskup wytypował właśnie jego[11]. Wysoki i szczupły, o wyglądzie intelektualisty, ksiądz Kevin był uosobieniem życzliwego, opanowanego kapłana. Wydaje się jednak, że najbardziej uderzające były jego młodzieńczość i wigor. Choć miał już pięćdziesiąt dwa lata, z łatwością mógł uchodzić za młodszego o piętnaście lat. Ksiądz Gary znał księdza Kevina od ponad dwudziestu lat, a zważywszy na jego wykształcenie (doktorat z katechetyki, specjalizacja w zakresie duchowości), wydawał mu się idealnym kandydatem na egzorcystę. Ksiądz Kevin oznajmił jednak, że nie zamierza przyjąć wyboru biskupa. Niedawno utworzył diecezjalne centrum duchowości i nie miałby czasu dla pełnienia obu funkcji. Informacja o tym, że diecezja planowała powołać egzorcystę, zupełnie zaskoczyła księdza Gary'ego. Temat złych duchów czy opętania demonicznego nie był poruszany zbyt często w jego parafii. W poprzednim roku jedynie dwukrotnie mówił o diable podczas mszy świętej. Po jednym z takich wystąpień, któryś parafianin poprosił go, żeby nie robił tego więcej, gdyż straszy jego dzieci. Najogólniej rzecz ujmując, opętanie nie było popularnym tematem wśród księży. Choć jego stosunek do diabła nie był ambiwalentny, to ksiądz Gary nie zaprzątał sobie nim głowy. Zdawał sobie sprawę z tego, że istniała duża różnica między koncepcjami złego uczynku a uosobionej formy zła. Świadom był również tego, że dobrzy ludzie czasami czynią zło, ale tego, czy jego bezpośrednim sprawcą jest diabeł, nie potrafił powiedzieć. Wracając myślami do skromnej wiedzy dotyczącej egzorcyzmów, jaką wyniósł z seminarium, przypomniał sobie, że podstawy opętania demonicznego są solidnie ugruntowane w samej Biblii. Poza tym jednym miał w głowie zupełną pustkę. Przez cały dotychczasowy okres swojego kapłaństwa nie słyszał o ani jednym przypadku opętania demonicznego czy odprawiania egzorcyzmów. Teraz jednak intensywnie zastanawiał się nad tym starożytnym i tajemniczym obrzędem. Czy wyraziłby zgodę, gdyby został powołany do takiej służby? Nie przerażała go wizja konfrontacji z diabłem, mimo że oznaczała możliwość uczestniczenia w osobliwych lub odrażających zjawiskach. Zanim został księdzem, odkąd skończył czternaście lat pracował przy pogrzebach. Posiadał nawet licencję balsamisty. Przez te wszystkie lata napatrzył się na różne okropności, na przykład na oszpecone ciała, z których niektóre spalone były nie do poznania. Wiedział, że jest w stanie znieść prawie wszystko. Niesienie pomocy innym było jednym z powodów, dla których zdecydował się zostać księdzem. Czyż nie to właśnie czynił Jezus, gdy wyrzucał złe duchy i uzdrawiał chorych? Po zgłoszeniu swojej kandydatury w miejsce księdza Kevina, ksiądz Gary otrzymał ostatecznie odpowiedź, gdy na konferencji dla kapłanów natknął się na swojego biskupa. Ten zachwycony był faktem, że ksiądz Gary był chętny objąć wspomnianą funkcję. Oświadczył mu, że w przeciągu ostatnich dwudziestu czterech lat w całej diecezji San Jose przeprowadzono jedynie dwa dochodzenia dotyczące potencjalnego opętania demonicznego. Uśmiechając się, dodał ze swoim irlandzkim akcentem: — Mam nadzieję, że i ja nie będę musiał prosić księdza zbyt często o pomoc. Gdy rozmowa zaczęła dobiegać końca, ksiądz Gary wyznał z niepokojem, że przydałoby mu się jakieś formalne szkolenie. Biskup wprowadził go wówczas w temat kursu dla egzorcystów w Rzymie. — Wpisze się to doskonale w program urlopu naukowego księdza — powiedział. *** W przeciwieństwie do kościoła katolickiego w Ameryce, gdzie o egzorcyzmach mówi się jedynie szeptem, włoska opinia publiczna mniej boi się tego tematu. W 1986 roku papież Jan Paweł II wypowiadał się wielokrotnie na temat diabła, przypominając wiernym o zagrożeniach z nim związanym oraz o realnej możliwości opętania cielesnego. Całkiem niedawno, bo 14 września 2005 roku, papież Benedykt XVI gościł w Watykanie sporą grupę egzorcystów, zachęcając ich do tego, aby kontynuowali pracę w służbie Kościołowi. Dzisiaj egzorcyzmy przeżywają we Włoszech rozkwit. Nie tylko liczba oficjalnie ustanowionych i przeszkolonych specjalistów stale wzrasta (szacowana jest na 350—400 kapłanów), ale w 1992 roku powstało także Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, przypominające stowarzyszenie czeladnicze. Poza tym, za sprawą serii brutalnych przestępstw związanych z sektami satanistycznymi, policja, przy współpracy Kościoła, stworzyła w 2006 roku jednostkę specjalną o nazwie Brygada do walki z sektami (Squadra anti sette), której zadaniem jest badanie zjawisk tego rodzaju. We Włoszech zainteresowanie egzorcyzmami stale wzrasta od 1998 roku, kiedy to obrzęd egzorcyzmu, ujednolicony pierwotnie w Rytuale Rzymskim w 1614 roku, został w końcu uaktualniony zgodnie z wymogami Soboru Watykańskiego II z lat 1962—1965, wzywającego do odnowy wszystkich rytuałów w Kościele. Rytuał egzorcyzmów był jednym z ostatnich nad którymi pracowano. Dziennikarze węszyli w poszukiwaniu rewelacji, a ksiądz Gabriele Amorth był dla nich łakomym kąskiem. Jako oficjalny egzorcysta Rzymu i poczytny autor, już wówczas był postacią znaną z telewizji we Włoszech i zagranicą[12]. W swoich książkach i wywiadach potępiał cały szereg zjawisk, które określał jako satanistyczne, w tym między innymi historie o Harrym Potterze[13]. Zwracał także uwagę na coś, co, jego zdaniem, jest zwiększającą się władzą diabła w laickim świecie, kierującym się coraz bardziej w stronę okultyzmu w poszukiwaniu odpowiedzi. W jeszcze gorszym położeniu, zdaniem księdza Amortha, był sam status egzorcysty. W wywiadzie opublikowanym w katolickim magazynie „30 dni” w roku 2001 powiedział: „Nasi bracia księża, którym powierzono to delikatne zadanie traktowani są jak szaleńcy, fanatycy. Ogólnie rzecz biorąc, nie są specjalnie tolerowani nawet przez biskupów, którzy ich ustanowili”[14]. Wielokrotnie ganił zarówno biskupów, jak i księży za ich ignorancję: „W ciągu trzech ostatnich wieków Kościół łaciński prawie całkowicie porzucił posługę egzorcyzmowania”[15]. O ile problem ten w niektórych regionach Włoch bywa poważny, to poza ich granicą jest wręcz przerażający: „W niektórych krajach nie ma ani jednego egzorcysty, na przykład w Niemczech, Szwajcarii, Hiszpanii czy Portugalii”[16]. Twierdził także, że są miejsca, takie jak Francja, gdzie powołuje się egzorcystów, którzy nie wierzą nawet w to, co robią. 18 maja 2001 roku Konferencja Episkopatu Włoch na spotkaniu plenarnym w Watykanie wydała oficjalne oświadczenie: „Jesteśmy świadkami odrodzenia dywinacji, wróżbiarstwa, czarów i czarnej magii, często w połączeniu z przesądnym wykorzystaniem religii. W niektórych środowiskach zabobony i magia mogą współistnieć z rozwojem naukowym i technicznym, na tych obszarach, na których nauka i technologia nie są w stanie udzielić odpowiedzi na podstawowe problemy życia”. Według Wspólnoty Papieża Jana XXIII (Associazione Comunità Papa Giovanni XXIII), około dwudziestu pięciu procent Włochów, tj. czternaście milionów, zajmuje się okultyzmem w takiej czy innej formie[17]. Na przykład na południu Włoch, wciąż istnieją grupy, które praktykują tarantyzm — wiarę w to, że człowiek może zostać opętany przez ugryzienie pająka, podczas gdy późną nocą na kanałach telewizji kablowej tłoczą się karciani wróżbici, oferując okultystyczne przedmioty, w tym amulety szczęścia[18]. Proceder ten nie ogranicza się jedynie do Włoch. W 1996 roku, na przykład, francuski urząd skarbowy ujawnił, że w poprzednim roku 50 000 podatników zarejestrowało działalność uzdrowicielską, mediumistyczną lub tym podobne[19]. W tamtym okresie, w całym kraju było jedynie 3600 księży katolickich. Niemniej jednak, tym, co zaniepokoiło Kościół najbardziej, były szacunki, według niektórych zawyżone, podające, że we Włoszech istnieje aż 8 000 sekt satanistycznych zrzeszających ponad 600 000 członków[20]. *** Kurs pod nazwą „Egzorcyzmy i modlitwy o uwolnienie” był dzieckiem doktora Giuseppe Ferrari'ego, krajowego sekretarza Grupy ds. Badań i Informacji Społeczno-religijnych (Gruppo di Ricerca e Informazione Socio-Religiosa), organizacji katolickiej z siedzibą w Bolonii, która zajmuje się problemem nowych kultów i innych religii. Według doktora, pomysł ten zrodził się około roku 2003, przy okazji spotkania z księdzem z diecezji Imola, który opowiadał mu, jak do coraz większej liczby jego kolegów po fachu przychodzili parafianie cierpiący z powodu okultyzmu. Albo rozważali odejście z Kościoła, albo skarżyli się na działanie demonicznych mocy. W wielu przypadkach księża czuli się tak niekompetentni, że odsyłali ich po prostu z niczym. Po przeanalizowaniu stosunku Kościoła do powoływania i szkolenia egzorcystów, doktor Ferrari zrozumiał, że każdy z nich pozostawiony był samemu sobie. Rozwiązanie problemu było proste: należało stworzyć kurs na poziomie uniwersyteckim, który by ich szkolił[21]. Doktor Ferrari przewodniczył grupie znajomych i kolegów, składającej się z kilku profesorów teologii, lekarzy i egzorcysty, którzy stworzyli roboczy sylabus. Studenci mieli poznać całe spektrum zagadnień z dziedziny historii, teologii, socjologii i medycyny, w celu wniknięcia pod powierzchnię sensacyjnego aspektu egzorcyzmów. Cel był prosty: wyposażyć kapłanów w wiedzę potrzebną do rozeznawania, gdzie i kiedy szatan jest aktywny, a także zaopatrzyć tych kilku, którzy zostaną egzorcystami — jak na przykład ksiądz Gary — w umiejętności niezbędne do walki z nim. Pozostawało pytanie, gdzie ta nauka miałaby się odbywać. Wtedy właśnie doktor Ferrari wszedł w kontakt z rektorem Ateneo Pontificio Regina Apostolorum, ojcem Paolo Scarafonim, i pozostałe elementy układanki zaczęły do siebie pasować. *** Otwarty w roku 2000 elegancki i nowoczesny obiekt Regina Apostolorum, z dużymi oknami i o prostej formie, stanowi duży kontrast dla antycznej atmosfery śródmiejskiego Rzymu. Zadbane ścieżki i rozległy teren kampusu położonego na wzgórzu można by z łatwością pomylić z siedzibą firmy informatycznej z Doliny Krzemowej skąd pochodzi ksiądz Gary, gdyby nie grupki księży przemieszczających się tam i z powrotem w czarnych sutannach. Program nauczania w kolegium przygotowany przez konserwatywnych Legionistów Chrystusa, organizację porównywaną do Opus Dei, jest zdecydowanie prawicowy i odzwierciedla ortodoksyjne nauczanie hierarchii Kościoła w wielu różnych kwestiach, nawet badań nad komórkami macierzystymi[22]. Kurs dla egzorcystów prowadzony był w dużej, ultranowoczesnej sali. O ile modernistyczne otoczenie wydawało się osobliwą scenerią do nauczania egzorcystów, to jasne, futurystyczne wnętrze sprawiało jeszcze bardziej kuriozalne wrażenie. W rzeczy samej, na tle białych ścian i sufitów naznaczonych wzorami tej samej barwy, dużych okien i świetlików bardziej pasowaliby tu technicy w białych fartuchach niż franciszkanie w brązowych habitach przewiązanych sznurem i w sandałach. Po tym jak ksiądz Gary wybrał pięciominutową podróż pociągiem ze Stazione San Pietro, zamiast uciążliwej, godzinnej jazdy autobusem w porannym korku, przecinał teraz teren kampusu, podziwiając jego czystość i schludność. To pozytywne wrażenie przybrało jeszcze na sile, gdy rozpoczął wspinaczkę po marmurowych schodach w jasno oświetlonym wnętrzu. Gdy dotarł na pierwszy wykład, okazało się, że przed drzwiami do sali zebrał się tłum studentów, dialogujących przyjacielsko i przeglądających stertę materiałów reklamujących uczelnię, umieszczonych na stoliku obok. Wyglądało na to, że frekwencja jest duża. Księdza Gary'ego zaskoczyła jednak przede wszystkim obecność mediów. Kilka kamer telewizyjnych ustawiono z tyłu sali oraz wzdłuż przeciwległej ściany. Pierwsze zajęcia kursu, który rozpoczął się zimą 2005 roku spowodowały w mediach niemałe poruszenie. Zaintrygowani pomysłem sponsorowanego przez uniwersytet kursu tajemnych egzorcyzmów, przedstawiciele prasy i telewizji tłumnie przybyli na miejsce, a i nagłówki w gazetach robiły wrażenie: „Egzorcyści wracają do szkoły”, „Księża odświeżają wiedzę o egzorcyzmach”. Rozgłos okazał się pomocny dla organizatorów — był sygnałem dla świata, że Kościół nie wstydzi się już egzorcyzmów. W rezultacie, szkoła zdecydowała się powtórzyć kurs w jesienno-zimowym semestrze 2005/2006 roku, wprowadzając jedynie kosmetyczne zmiany. Kurs ten prowadzić mieli wszyscy profesorowie wykładający poprzednio, z tą różnicą, że zajęcia miały być również transmitowane za pośrednictwem wideokonferencji w filiach w Bolonii, Modenie i kilku innych miastach. Oprócz tego, na ostatnich zajęciach kilku prominentnych egzorcystów miało podzielić się swoimi doświadczeniami, a także odpowiadać na pytania słuchaczy. Tym razem jednak, kurs miał być przeznaczony nie tylko dla księży, ale również dla psychologów i lekarzy, chętnych dowiedzieć się, na przykład, jak odróżnić chorobę psychiczną od opętania. Gdy ksiądz Gary usłyszał od swojego biskupa o kursie dla egzorcystów, skontaktował się z kilkoma Legionistami z diecezji, szukając osoby, od której mógłby się dowiedzieć czegoś więcej. Zakonnicy podali mu nazwisko księdza, który był wówczas członkiem kadry uniwersyteckiej. Kilka tygodni przed wyjazdem z Kalifornii, ksiądz Gary skontaktował się z nim, dzięki czemu dowiedział się nieco więcej na temat tego, co może go czekać. Mimo że kurs rozplanowano aż na cztery miesiące, od października do lutego, początkujący egzorcyści mieli spotykać się jedynie raz w tygodniu — w czwartki rano, między 8:30 a 12:30. Pięć wykładów miało odbyć się od połowy października do późnego listopada, a kolejne pięć — od stycznia do 9 lutego. Prawdopodobnie najważniejszą rzeczą, o jakiej przyszło mu się dowiedzieć, było to, że kurs prowadzony był jedynie w języku włoskim. Rozczarowany w pierwszej chwili, ksiądz Gary uspokoił się, przyjmując, że ze względu na obecność księży z całego świata, szkoła z pewnością zapewnia tłumaczy. Kiedy jednak zwrócił się do jednego z organizatorów kursu, dopytując o tę kwestię, ten oznajmił mu bezceremonialnie, że tłumacza nie będzie. Ani dziś, ani w przyszłym tygodniu. Jak miał się czegokolwiek nauczyć, jeśli nie znał języka? Przygnębiony, udał się w stronę rzędów ławek, które szybko się zapełniały. Sala podzielona była na dwie części, składające się z długich stołów, przypominających ławy kościelne. Z przodu sali ustawiono niskie, podłużne podium, podobne do tych, jakie spotyka się na konferencjach i sympozjach. Powyżej znajdował się pusty ekran. Przy podium umieszczono krzyż, a na tylnej ścianie neorealistyczną ikonę Chrystusa w koronie cierniowej. Przyciemnione okna, ciągnące się przez całą długość jednej ze ścian, wychodziły na duży trawiasty krąg, wewnątrz którego samotnie rosło drzewo oliwkowe. Kilka minut później, gwar w sali przycichł, a grupa księży i urzędników kościelnych w milczeniu kolejno weszła na podium. Za przykładem organizatora, wszyscy wstali i odmówili po włosku modlitwę Pańską, a następnie „Zdrowaś Maryjo”. Kurs miał się rozpocząć. Pierwszym prelegentem był biskup, którego ksiądz Gary nie rozpoznał, natomiast wielu z obecnych najwyraźniej tak. Nazywał się Andrea Gemma i, mając siedemdziesiąt cztery lata, był szanowanym egzorcystą oraz jednym z niewielu biskupów, którzy osobiście dokonywali egzorcyzmów. Był także autorem dobrze przyjętej książki Io, Vescovo Esorcista (Ja, biskup egzorcysta). Gdy monsignor Gemma przemawiał, ksiądz Gary próbował zrozumieć cokolwiek, ale bez rezultatów. Od czasu do czasu wyłapywał wyraz, który brzmiał znajomo; zanim jednak zdążył rozszyfrować jego znaczenie, biskup przechodził do następnego wątku. Po krótkim czasie ksiądz Gary skapitulował, zaintrygowany widokiem pracowników telewizji, którzy, poruszając się w przejściach, najeżdżali nachalnie wielkimi kamerami na twarze słuchaczy. W trakcie przerwy został namierzony przez anglojęzycznych reporterów. Pozostałą część poranka spędził więc odpowiadając na ich pytania, informując ich konsekwentnie, że nie orientuje się w temacie egzorcyzmów. Później wsiadł do pociągu zmierzającego do Rzymu. Był rozczarowany. Niczego się nie nauczył, a cyrkowy charakter pierwszego dnia sprawił, że zaczął się zastanawiać, czy cały ten kurs nie będzie zwykłą stratą czasu. Początek był mało obiecujący. Ksiądz Gary miał oczywiście nadzieję, że drugie zajęcia okażą się lepsze. [10] Por. Allen, Jr., Wszyscy ludzie papieża: Watykan za zamkniętymi drzwiami, tłum. A. Madziarska, J. Madziarski, Warszawa 2009. [11] Wspólnota naśladująca Karola de Foucauld, urodzonego w Sztrasburgu w 1858 roku. Utraciwszy wiarę w młodości, Foucauld służył jako oficer armii w Północnej Afryce, a także wziął udział w wyprawie do Maroka w 1883 r. Po powrocie do Francji udał się na pielgrzymkę do Jeruzalem, gdzie przez siedem lat przebywał w klasztorze trapistów. Wyświęcony w 1991 r., zapragnął żyć jak Jezus, pośród osób najbardziej odrzuconych. Mieszkał na pustyniach Północnej Afryki i stworzył podwaliny duchowej rodziny bazującej na Ewangelii. Umarł przed zakończeniem swego dzieła, zamordowany przez maruderów w 1916 roku. Dzisiaj bractwo Jesus Caritas realizuje pragnienie Karola de Foucauld, aby „przebywać w obecności Boga, żyjąc jednocześnie wśród ludzi”. (Cytat zaczerpnięty ze strony internetowej dostęp przyp. tłum.). Członkowie bractwa spotykają się raz w miesiącu. Rozmawiają o Piśmie świętym, modlą się przed Najświętszym Sakramentem oraz opowiadają o swoim życiu. [12] Ostatnie z jego wystąpień miało miejsce 6 czerwca 2008 roku. Zarówno Wyznania egzorcysty (1991), jak i Nowe wyznania egzorcysty (2002) stały się europejskimi bestsellerami. Ksiądz Amorth pojawiał się w licznych publikacjach, w tym na łamach „The Daily Telegraph” (Nick Pisa, Vatican to Create More Exorcists to Tackle Evil, 30 grudnia 2007) i „The New York Times”, 1 stycznia 2002. [13] W 2002 roku ksiądz Amorth powiedział włoskiej agencji prasowej ANSA, że „pod fenomenem Harry'ego Pottera widnieje podpis księcia ciemności, diabła”. Potępił także próby rozróżniania białej i czarnej magii: „Taki podział de facto nie istnieje, gdyż magia zawsze jest ukłonem w stronę diabła”. Jego wywód stał się obiektem publicznej debaty i został opisany w wielu magazynach oraz na licznych portalach internetowych, w tym także w artykule A Priest Not Intimated by Satan or by Harry Potter w „The New York Times”, styczeń 2002. Całkiem niedawno, bo 15 stycznia 2008 roku, pewien włoski uczony skomentował książki o Harrym Potterze w oficjalnej gazecie Watykanu „L'Osservatore Romano”, pisząc, że rzeczona seria wpisuje się w „starą gnostycką pokusę mieszania zbawienia i prawdy z tajemną wiedzą”. Oprócz ataków na Harry'ego Pottera, ksiądz Amorth wypowiadał się również na temat Hitlera i Stalina, którzy, jego zdaniem, byli opętani przez diabła, „The Daily Mail”, Londyn, Nick Pisa, 28 sierpnia 2006. [14] Paci, The Smoke of Satan in the House of the Lord; tekst po raz pierwszy opublikowany w magazynie „30 Days”, czerwiec 2001, s. 30. [15] Tamże, s. 30—31. [16] Tamże. [17] Stowarzyszenie powołane do życia w 1968 roku przez Don Oreste Benzi'ego miało na celu dotrzeć do młodych, którzy „nie są w stanie przetrwać pozostawieni samym sobie”. Jest obecne w osiemnastu krajach i pracuje na rzecz poprawy bytu osób z marginesu społecznego: narkomanów, prostytutek i ofiar sekt. dostęp: [18] Więcej informacji, zob. Lewis, Ecstatic Religion: A Study of Shamanism and Sprit Possession,, s. 36—38, 80—83. [19] Por. M. Simons, Paris Journal; Land of Descartes Under the Spell of Druids?, „The New York Times”, 30 kwietnia 1996. [20] Zważywszy na tajność sekt, trudno stwierdzić, czy przytoczone liczby odzwierciedlają stan faktyczny. W książce Sette Sataniche (Sekty satanistyczne) włoski psychiatra Vincenzo Maria Mastronardi i psycholog Ruben De Luca wskazują, że poznanie rzeczywistej liczby sekt satanistycznych jest wręcz niemożliwe, s. 92. Sprawę komplikuje dodatkowo to, że niektórzy uczeni za satanistyczne uznają przeróżne wierzenia, np. voodoo czy wicca. Zdaniem jednego z ekspertów, satanizm można postrzegać jako formę skrajnego cynizmu: „Jest to sposób patrzenia na świat jak na dżunglę, w której przetrwać mogą jedynie najsilniejsi. W rzeczywistości bez jakichkolwiek barier można czerpać ze złych przykładów. Idealnym wzorom do naśladowania przeciwstawia się pragnienie ekstremalnych rozwiązań w celu osiągnięcia władzy za wszelką cenę” (Carlo Climati, cytowany przez dziennikarza Nicholasa Rigillo w artykule Satanic Murders Just the Tip of an Iceberg, Claims Roman Church, zamieszczonego 5 stycznia 2005 na australijskim portalu dostęp: [21] Ksiądz Gramolazzo twierdzi, że Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów od wielu lat bada możliwości zainicjowania programu szkoleniowego dla egzorcystów, czego wcześniej nie było w stanie uczynić. [22] Legioniści Chrystusa, zgromadzenie powołane do życia przez ojca Marciala Maciela w Meksyku w 1941 roku, są obecnie najszybciej rozwijającą się organizacją katolicką na świecie, obecną w ponad dwudziestu krajach. Związany z nimi jest liczebny ruch zrzeszający świeckich i duchownych zwany Regum Christi. Legioniści są w większości uważani za formację o poglądach prawicowych ze względu na swoje zaangażowanie w szerzenie społecznej nauki Kościoła wyrażanej przez Stolicę Apostolską. Ruch ten był od początku silnie wspierany przez Watykan, a w szczególności przez Jana Pawła II. Zdaniem kościelnych liberałów, Legioniści naruszają postępowe założenia Drugiego Soboru Watykańskiego. Zob. opr. aw/aw
Powrót do kościelnej rzeczywistości po kwarantannie okazał się trudniejszy, niż myślałam. Brak maseczek, chaos przy rozdawaniu Komunii i ostatecznie zwycięska, lecz okupiona trudnymi rozmowami walka o to, by w parafialnej gablotce zawisł plakat „Zranionych w Kościele”, dały mi się we znaki. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, czuję, że wracam do mojej wspólnoty silniejsza. Kiedy dowiedziałam się o tym, że prymas Polski abp Wojciech Polak zaapelował do wszystkich diecezji w Polsce, by te rozesłały podlegającym im parafiom plakat informujący o akcji „Zranieni w Kościele”, coś we mnie drgnęło. Czyżby do polskich hierarchów w końcu dotarło, że najskuteczniejsza droga do oczyszczenia Kościoła z grzechu pedofilii i jej tuszowania wiedzie przez stanięcie w prawdzie i okazanie empatii ofiarom? Mój entuzjazm kurczył się jednak wraz z upływającymi dniami. Wypatrywałam plakatu w mojej parafialnej gablocie, niczym pierwszej gwiazdki na niebie. Kiedy się go nie doczekałam, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak nierówna będzie to walka. Nic nie wiem, nic nie słyszałem, zarobiony jestem Pod koniec maja zapukałam do zakrystii i z całą delikatnością na jaką było mnie stać, zadałam księdzu pytanie o to, czy nasza parafia planuje włączyć się w akcje zaproponowaną przez prymasa Polaka. Jakież było moje zaskoczenie, gdy ksiądz (na co dzień starający się, przyzwoity duszpasterz, który - o ironio - chwilę wcześniej na kazaniu przekonywał, że świeccy powinni przejmować w Kościele inicjatywę) „nafuczał” na mnie, odpowiadając z przekąsem, że nie ma - uwaga cytat - „jakiegoś szczególnego nabożeństwa do tej akcji”. Dodał też, że dopóki parafia nie otrzyma „wyraźnych wytycznych” (tak jak by prośba ze strony prymasa, a później kardynała Nycza - a więc jego przełożonych - nie wystarczała). Zakrystię opuściłam przytłoczona alergiczną reakcją kapłana. Na pytanie o plakat, ksiądz zjeżył się tak, jak bym przyszła do niego obklejona proaborcyjnymi hasłami albo owinięta tęczową flagą (a przecież i wtedy jego postawa pozostawiałaby wiele do życzenia). Zostałam potraktowana jak „wróg Kościoła”, a nie katoliczka zatroskana o dobro wspólnoty, do której przecież wciąż, mimo targającego nią kryzysu, należę. Po tym doświadczeniu uznałam, że nie mam siły na dalszą walkę, że to nie dla mnie. Niech walczą wyszkoleni i doświadczeni aktywiści, ja wrócę do pisania tekstów i manifestowania swojej niezgody za pośrednictwem klawiatury i monitora. Kiedy dwa tygodnie później pojawiłam się w tym samym parafialnym kościele, obiecałam sobie, że tym razem nie będę interweniować, choćby nie wiem co. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Święte oburzenie Po mszy zostałam, żeby chwilę się pomodlić i ostudzić emocje. W środku gotowało się we mnie, bo kolejny raz przed komunią ksiądz „zapomniał” (mimo wyraźnego zalecenia kardynała Nycza) poinformować o dwóch oddzielnych kolejkach, uzależnionych od formy przyjmowania sakramentu. W efekcie ludzie tłoczyli się przed ołtarzem, raz otwierając usta, raz wyciągając dłonie po hostię. Byłam jedną z nielicznych osób, które przyjęły wówczas komunię „na rękę”. Osoba przede mną, jak i ta po mnie, przyjęły ją w sposób tradycyjny, co uczyniło moje starania o zachowanie zasad sanitarnych kompletnie bezsensownymi. Siedząc w opustoszałej już kaplicy, modliłam się nie tylko o cierpliwość, ale i światło Ducha Świętego. To było tydzień po Pięćdziesiątnicy i wiedziałam, że jeśli mam wykrzesać z siebie inicjatywę, to potrzebuję wsparcia „z góry” - jakiegoś znaku, że moje oburzenie nie jest tylko chęcią wylania frustracji, ale czymś, z czego można wyciągnąć jakieś dobro. Modliłam się o to, żeby albo ta złość zniknęła zupełnie, albo żeby przynajmniej stała się impulsem do konkretnego działania. Z jednej strony chciałam już wyjść z kościoła i zapomnieć o rosnącej frustracji - z drugiej, wciąż biłam się z myślami, czy potencjalny brak reakcji z mojej strony, nie byłby kolejnym złem. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Byłam już w progu drzwi świątyni, kiedy nagle odwróciłam się i skierowałam swoje kroki do zakrystii. W środku czekał ksiądz (inny niż poprzednio), który przed chwilą sprawował eucharystię. Zadałam mu to samo pytanie: o plakat „Zranionych w Kościele” i dopytałam o kwestię dwóch kolejek do komunii. O dziwo, nie zbył mnie, jak jego kolega. Choć tłumaczenie, że plakat nie zawisł „bo go jeszcze nie dostali” wydało mi się dziwne (od zalecenia prymasa upłynęło już kilka trochę czasu), kapłan ten podziękował za zwrócenie uwagi. Uznałam to za akt dobrej woli - przynajmniej mnie nie zaatakował, tylko wysłuchał. A to już coś. Na odchodne uśmiechnęłam się do niego, mrugając okiem i informując, że w razie czego mam w domu drukarkę i plakat mogę im wydrukować od ręki. Tym razem zakrystię opuszczałam już spokojna - choć teoretycznie „niczego” nie załatwiłam, byłam zbudowana tym, że przynajmniej nie potraktowano mnie jak wroga. Ksiądz w mojej parafii „tłumaczył” się, że obiecane przez kurię plakaty jeszcze nie dotarły, więc jako zaangażowana parafianka, wydrukowałam dwie sztuki sama. Dziś mu je przekażę z prośbą o powieszenie w kościelnej gablotce. Czy presja ma sens? To się okaże. #zranieniwkosciele — Magda Fijołek (@fijolekmagda) June 20, 2020 „W gablotce nie ma miejsca”. A dla Andrzeja Dudy jakoś się znalazło? Moje pertraktacje z księżmi z parafii (w których wspierał mnie mąż, za co mu bardzo dziękuję), swoją kulminację miały w minioną sobotę. Upewniwszy się u samego źródła, że plakaty zostały wysłane do wszystkich stołecznych parafii, a to, czy ostatecznie w nich zawisną jest kwestią tylko i wyłącznie dobrej lub złej woli proboszczów, udałam się w towarzystwie Marcina na ostateczne starcie, tym razem do księdza proboszcza. Opór kapłana był duży. Co prawda przyjął nas i wysłuchał, ale co chwila odbijał przedstawiane mu argumenty. Jednym z nich było to, że w gablotce…. „nie ma miejsca”. Wtedy coś we mnie pękło i spytałam proboszcza, jak to jest, że na informację o podpisanej przez prezydenta tzw. karcie rodziny (sąsiadującej nota bene z tekstem sprzed sześciu lat autorstwa Krystyny Pawłowicz i artykułem na temat handlu dziećmi na „mięso, seks i satanistyczne rytuały”). Nie potrafił mi na to odpowiedzieć. Rozmowa była trudna, choć obie strony starały się zachować empatii i zrozumienia. Na koniec niemal „wymusiliśmy” na proboszczu deklarację, że plakat „Zranionych w Kościele” pojawi się najdalej za tydzień. Jesteśmy z @marcinfijolek już po rozmowie z księdzem proboszczem. Tym razem „tłumaczenie” sprowadziło się do przekonywania, że w gablotce nie ma miejsca (swoją drogą polecam jej treść uwadze) na plakat. Ksiądz obiecał, że plakat pojawi się jutro. Będę monitorować sytuację. — Magda Fijołek (@fijolekmagda) June 20, 2020 Pyrrusowe zwycięstwo to nadal zwycięstwo? Wieczorem, tego samego dnia wybraliśmy się z mężem na krótki spacer. Kiedy mijaliśmy nasz kościół, oniemieliśmy. Na tablicy nie tylko pojawił się plakat informujący o telefonie wsparcia dla osób, które doświadczyły przemocy ze strony ludzi Kościoła, ale całkowicie zniknęła „kontrowersyjna” gablotka. Szczerze mówią nie spodziewaliśmy się, by nasza rozmowa coś wskórała, a już na pewno nie w takim tempie. Dawno nie czułam takiej ulgi i radości - czyli presja (nie „agresja”) ma sens. A w połączeniu z modlitwą i cierpliwością może zdziałać cuda: bo tak postrzegam to, co wydarzyło się w mojej parafii. Ta walka była bardzo nierówna: w zderzeniu z korporacyjną kościelną machiną czułam się bezsilna. A jednak, mimo tego, że bitwa została okupiona nerwami, nieprzychylnymi reakcjami księży i przekonywaniem przypominającym momentami walenie głową w mur, udało się. Presja MA sens ;-) Takie oto zdjęcie podesłał mi @marcinfijolek przed chwilą. W efekcie naszej rozmowy z ks. proboszczem nie tylko pojawił się plakat Zranionych w Kościele, opustoszała też kontrowersyjna gablotka :) Chwała Panu! ????❤️ — Magda Fijołek (@fijolekmagda) June 20, 2020 Tę bitwę wygrałam, ale wojna wewnątrz Kościoła toczy się dalej Nie wiem, czy był to efekt tylko i wyłącznie naszej rozmowy z księdzem proboszczem, czy interweniował ktoś z przełożonych (post na Twitterze zaczął w pewnym momencie żyć własnym życiem), ale plakat ostatecznie zawisł i to jest niekwestionowane zwycięstwo. Przy najbliższej okazji podziękuję za to mojemu proboszczowi bo wiem, ile ta decyzja mogła go kosztować. Co prawda mieszkam na Żoliborzu od niedawna, ale przez tych kilka miesięcy ksiądz ten dał się poznać jako człowiek zaangażowany w życie parafii, dobry spowiednik i duszpasterz. Podejrzewam (a w każdym razie chcę w to wierzyć), że jego dystans do akcji „Zranieni w Kościele” mógł wynikać z obawy przed reakcją części parafian — w końcu media pokroju „Naszego Dziennika” już orzekły, że inicjatywa ta ma na celu rozbicie Kościoła od środka i szkalowanie niewinnych księży. Niestety, choć nie znoszę takich porównań, to nie jest to koniec „wojny”, która od wewnątrz trawi polski Kościół. Wbrew pozorom, to nie LGBT, ani „potwór gender” niszczą dziś tę wspólnotę. Niszczy je skrajny klerykalizm, bezrefleksyjność i pycha księży, którzy tak przywykli do pozycji świętych krów, że każdy najmniejszy przejaw krytyki, czy zwykłej troski ze strony wiernych, odbierany jest często jako atak. Gazetka informująca o poczynaniach Andrzeja Dudy znikła, ale w jej miejsce pojawiły się kolejne teksty straszące „ideologią LGBT”. W minioną niedzielę nadal nie było dwóch oddzielnych kolejek do komunii. Nie odczytano też listu, w którym Prymas tłumaczy sesn akcji „Zranieni w Kościele”. Dopóki księża nie zmienią swojej mentalności, każde porozumienie będzie rodziło się w podobnych bólach, co opisana przeze mnie sytuacja — co oczywiście oznacza, że nie jest niemożliwe i nie ma przypadków beznadziejnych. Kropla drąży skałę, nawet tak twardą jak poczucie wyższości i nieomylności części kapłanów. Aktualizacja: Tuż przed wysłaniem tekstu do redakcji, jeden z księży parafii św. Jana Kantego w Warszawie (tym razem nie mam już skrupułów, by zdradzić, o którą parafię konkretnie chodzi), odpowiedział mi na Facebooku w następujący sposób: „Plakat zawisł na prośbę Księdza Kardynała w ramach cotygodniowej, sobotniej praktyki zmiany gazetki. Została Pani poinformowana o sposobie przekazywania takich materiałów i zasadach ich publikacji w ogłoszeniach. Sugerowanie naszej niechęci i braku zaangażowania w tym aspekcie jest po prostu nieuczciwe”. Cóż, czyli sukces, ale nie do końca. Mentalność oblężonej twierdzy ma się świetnie. Informuję, że wbrew temu, co pisze ksiądz Radosław Marciniak, na żadnym etapie „negocjacji” nie zostaliśmy z mężem poinformowani o „sposobie przekazywania takich materiałów i zasadach ich publikacji”. Zamiast tego, w odpowiedzi na nasze pytania, usłyszeliśmy serię wykrętów pokroju „materiały nie dotarły na czas” (co w rozmowie z proboszczem okazało się nieprawdą) i kuriozalne „w gablotce nie ma miejsca” - abstrahując od oddolnej inicjatywy i chęci wyjścia naprzeciw, czego kompletnie zabrakło. Cieszę się, że w reakcji na opisaną w mediach społecznościowych sytuację dostałam kilka głosów od osób, które chciałyby wykonać podobny krok w swoich parafiach. Choć wiem, jakie to trudne i na własnej skórze doświadczyłam nieprzyjemnych skutków klerykalizmu, gorąco kibicuję tym wszystkim, którzy odważą się stanąć po stronie ofiar i w razie potrzeby zainterweniują - z ogromną dozą delikatności i empatii (w końcu nie chodzi o wywoływanie kolejnych afer, ale owocną współpracę w trosce o wspólne dobro) - u swoich proboszczów. Jednocześnie wiem, że jako dziennikarka i publicystka, jestem w tej sytuacji uprzywilejowana - mogę opisać szczegóły interwencji publicznie, mojego Twitta podadzą dalej inni dziennikarze. Wreszcie mogę wykonać telefony do ludzi uchodzących za kościelne autorytety i od nich uzyskać „glejt” na działanie w słusznej sprawie, jak ta wyżej opisana. Zastanawiam się, ile jest osób, które nie mają takich możliwości i nie interweniują z obawy przed odrzuceniem, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i parafiach, gdzie wszyscy się znają; czy wreszcie z lęku przed potraktowaniem jak wroga i oskarżeniami o chęć zaszkodzenia Kościołowi. Być może nadszedł czas, by stanąć w prawdzie również o nas samych, świeckich: bo jeśli patrzymy na zło, zasłaniając oczy, wcale nie sprawimy, że ono zniknie. *** Jeśli jesteś osobą skrzywdzoną w Kościele i potrzebujesz pomocy lub rozmowy, skorzystaj z tej infolinii. Stworzyli ją ludzie świeccy poruszeni Twoim losem:
„Polacy, nawróćcie się, póki jest czas!” – zaapelował dziś Lech Dokowicz, jeden z organizatorów odbywającego się we Włocławku spotkania ewangelizacyjnego „Polska pod Krzyżem”. Wygłosił on konferencję pt. „Odrzucenie Krzyża i walka duchowa w współczesnym świecie”.Dokowicz przytoczył świadectwo swojego życia wspominając, że przez 20 lat pędził los emigranta. „Przebywałem w Stanach Zjednoczonych w środowisku filmowców. Poddany byłem inicjacji satanistycznej, zły duch dawał mi obietnice, co mogę zyskać, jeśli opowiem się za nim. Ale moja matka modliła się 17 lat o moje nawrócenie i w jeden dzień przeżyłem nawrócenie, przyjęła mnie wspólnota Kościoła katolickiego, poczułem moc modlitwy, bo modlili się za mnie nieznani ludzie” – rozpoczął swoją konferencję że nie ma ważniejszego pytania niż to, gdzie trafimy po śmierci: do życia wiecznego czy do wiecznego potępienia. Opowiadając o pracy nad poszczególnymi filmami, mówił o wezwaniu, jakie Bóg stawia wobec człowieka. „Nakręciłem pierwszy film o prześladowaniu chrześcijan w krajach muzułmańskich. Jaką łaską jest, że każdego dnia możemy pójść do kościoła, każdego dnia możemy poprosić kapłana o spowiedź, każdego dnia karmić się Ciałem Pańskim. Wielu z nas tego nie docenia, bo ta ziemia utkana jest krzyżami, kapliczkami, świątyniami” – mówił współorganizator Dokowicz nawiązał też do kryzysu, jaki przeżywa Kościół w związku z czynami pedofilskimi, jakich dopuścili się niektórzy duchowni. „Trzeba to wypalić, ale trzeba też zrozumieć, ze zły duch chce oddzielić ludzi od kapłanów, to jest wojna przeciw kapłanom, bo jak ludzie odwrócą się od kapłanów, to nie ma sakramentów. Dlatego musimy otoczyć modlitwą kapłanów, stanąć przy nich. To jest zadanie dla nas świeckich” – apelował „Polski pod Krzyżem” mówił też o ochronie życia. „Pojechaliśmy do Holandii i chcieliśmy rozmawiać z lekarzami, którzy zabijają ludzi starszych. Naszym celem był tzw. ojciec chrzestny eutanazji. Pracował na oddziale noworodków, jak rodziło się chore dziecko, sam podejmował decyzję o jego życiu lub śmierci. Okazało się, że w domu tego człowieka odbywały się satanistyczne rytuały, cały dom pełen był satanistycznych obrazów. On do końca nie zrozumiał, kim jesteśmy, wypowiedział zdania, dzięki którym wielu zrozumiało czym jest eutanazja. To jest ciemność, to jest coś, co sprawia, że w momencie odchodzenia ze świata, gdy człowiek mógłby odjąć decyzję o powrocie do Boga, nie daje się na to szansy” – wyjaśniał receptę na walkę ze złem Dokowicz podał modlitwę. „Dlaczego się nie modlisz, dlaczego modlitwa nie jest na pierwszym miejscu?” – pytał prelegent wskazując, że obrońcy życia w Ameryce całą dobę modlą się. „Po 10 latach pracy przed klinikami w USA, w stanie Nowy Jork zamknięto połowę klinik aborcyjnych i uratowano życie wieczne wielu osób – wskazywał.„Co mówi nam Pan Bóg? Nasze działania muszą wypływać z doświadczenia modlitwy, z kolan, musimy pełnić Jego wolę, a nie realizować swoją” – mówił Dokowicz. „Wielu myśli o grzechach przeciwko życiu. Zabijanie nienarodzonych jest w oczach Boga tak potworne, że woła o pomstę do nieba, a to znaczy, że nie będzie pokoju w żadnym narodzie, dopóki będą trwały takie czyny. Jeśli znajdą się ludzie, którzy zniosą te przepisy o aborcji, Bóg pobłogosławi tak, że będziemy płakać ze szczęścia. Ustanawiający prawa aborcyjne mają krew na rękach i stoją nad przepaścią piekła” – podkreślił prelegent.„Po 1989 r. wielu Polaków porzuciło życie duchowe, przestali modlić się z dziećmi przy ich łóżeczkach, wybrali materializm. Jeżeli dzieci nie są tak wychowywane, nie ma przekazu wiary w domach, żeby ochronić ich przed pokusami, to dzieje się to, co widzimy. Ludzie zaczęli traktować grzech jako zabawę, przyjemność, nic groźnego. Potrzeba więc nawrócenia. Polacy, nawróćcie się, póki jest czas!” – apelował Dokowicz. Zachęcał do zawierzenia się Maryi i stanięcia pod krzyżem. „Będziemy patrzeć w stronę krzyża Pana przez pryzmat życia, by zanieść to, co trudne, ale też i prosić, żeby móc zmartwychwstać”.Organizator spotkania podziękował Panu Bogu za to, że po „wielkiej pokucie” i „różańcu do granic”, pomimo trudności doszło do spotkania we Włocławku. Za decyzję wsparcia i organizacji wydarzenia podziękował też biskupowi włocławskiemu Wiesławowi Czytelniku,cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie! Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz prosimy Cię o wsparcie portalu za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Rodzice bili, mąż bił, dziecko urodziło się martwe, ukochany mężczyzna naciągnął na 150 tys. i porzucił. Teraz wierzy już tylko w szatana. Przeczytajcie, o tym jak 44-letnia pani psycholog Maria została satanistką. Maria napisała, że jest ofiarą oszusta się w ośrodku, gdzie pracuje jako psycholog kliniczny. Z początku nie zwracam uwagi na zwisający u szyi pentagram, na czarną koszulkę z gotyckim zamkiem, na glany i "pieszczochy" na przegubach rąk. - Czy on był przystojny? - chcę jakoś zacząć Maria zaraz wybuchnie. Zaczyna mówić powoli, coraz głośniej, w końcu krzyczy:- W domu dostawałam lanie za czwórkę z plusem. Wyjechałam na studia, męża poznałam w akademiku. Pierwszy raz uderzył dwa tygodnie po ślubie. Potem już bił regularnie. Potem urodziłam martwe dziecko. Potem mnie wypatroszyli. Co mam na myśli? To się nazywa: "operacja ginekologiczna". Przestałam być kobietą. To natychmiast spowodowało klimakterium, które uderzyło ze zdwojoną także: Czy Nergal to satanista? Wszystko w temacie szatanaMaria Mam 44 lata. On nie musiał być przystojny. Wystarczy, że był że podczas spotkań z pacjentami pentagram chowa pod rok, październik: Ogłoszenie znalazłam w telegazecie: "pan z wyższym wykształceniem pozna panią...". Odpowiedziałam. Przedstawił się jako Łukasz R. Najpierw były SMS-y, telefony. Okazał się bardzo ułożonym panem z klasą, rozwiedzionym. Powiedział, że jego była żona mieszka w Niemczech, tam też mieszka jego dorosły już syn. Mówił, że jest prokuratorem, że ma problemy zdrowotne - jest po dwóch zawałach, dlatego obecnie nie pracuje zawodowo "na sali sądowej". Pierwsza randka: wyszłam po niego na dworzec, przyjechał pociągiem z na dworcu mężczyznę wysokiego, szpakowatego, powiedział mi, że ma 48 lat. Bardzo zadbany. Czysty, zawsze umyte włosy, zadbane paznokcie, pachnący. Ubrany ze smakiem, w stylu raczej sportowym: marynarka, dżinsy, buty sportowe, bardzo drogie, najlepszych to tworzywo sztuczne, z którego kiedyś produkowano skakanki. Linijka była wzmacniania metalem, inna mogłaby się połamać. Biła matka. Za co biła? Za to, że pranie na balkonie było źle rozwieszone. Brat miał nerwowe tiki. Biła go za to. Jak biła? Tak, żeby bolało. Jak często? Bez przerwy. Czytaj także: Apostazja, czyli na czym polega rozwód z KościołemZaprosiłam go na kawę do domu. Było bardzo sympatycznie. Został na parę dni. Było mi z nim cudownie. Wzięłam kilka dni urlopu. Wyjechaliśmy do Lanckorony. Piękne miejsce. Traktował mnie jak księżniczkę - czy nie jestem głodna, żebym zjadła obiad, czy się wyspałam... Myślałam, że to bajka. Dużo opowiadał o swojej pracy, snuł opowieści z sal sądowych, o tym, jak łapie bandytów... Czasami rzucał paragrafem, cytował jakieś dzieciństwie często chodziłam do kościoła. Szukałam tam spokoju. Klęczałam i Zaręczyliśmy się. Bez udziału naszych rodziców. Powiedział, że wkrótce przedstawi mnie swojej matce. Zaczął pożyczać ode mnie pieniądze, niewielkie Pojechałam na święta do Krakowa. Ale nie do niego do domu. Mówił, że Boże Narodzenie to taki rodzinny czas, że chce go spędzić ze swoją mamusią. Zostałam w motelu przez kilka dni, sama, również w Wigilię. On przychodził co jakiś czas. Mówił, że "musi już lecieć do mamusi", "do swojego mieszkania, gdzie czeka na niego synek".Przed nowym rokiem wróciłam do domu. Zabolało mnie to, że nie zaprosił mnie na grudnia oddałam mu swoje oszczędności - cztery tysiące złotych. Mówił, że komuś musi oddać jakieś pieniądze, że to na chwilę, bo ma kłopoty. Wzięłam pierwszy kredyt gotówkowy - na pięć także: Kto palił w Polsce heretyków na stosie?Jak ja siebie za to nienawidzę! Jak mogłam uwierzyć, że mi rok, luty: W tym czasie bez przerwy do mnie dzwonił, wysyłał SMS-y. Mówił, że otwiera firmę sprzątającą, że się do mnie przeprowadzi, że już zawsze będziemy razem, zaczniemy wspólne życie. Ale jakoś się na razie nie wtedy zostałam z kredytami gotówkowymi i bez oszczędności, zaczęło mi brakować pieniędzy. Mówiłam mu: wróć na salę sądową, chociaż trochę, może nie w pełnym wymiarze, ale musisz coś zarobić. Z miejsca dowiedziałam się, że Dawidek, jego syn, dostał "lekkiego zawału". Przestałam więc wspominać o podjęciu pracy, żeby go już nie się, że ma pod Krakowem dom, który niedługo sprzeda. Jednak, żeby go sprzedać, musi spłacić jakieś raty... Jak już go sprzeda, to pieniędzy będziemy mieli w bród. Taki miły kotek był, do rany przyjaciółka mówiła: sprawdź go, nie widziałaś jego rodziny, nie widziałaś jego mieszkania, nic o nim nie wiesz... Marzec: W marcu wziął ode mnie pieniądze na operację na sercu. Powiedział, że chce ją zrobić w prywatnej klinice, bo tam zna lekarzy i jest lepsza opieka. Wzięłam kredyt gotówkowy. Mówił mi, że nie może spać, że źle się czuje. Nie umiałam prosić. Nie umiałam od nikogo niczego oczekiwać. Od zawsze. Nie znałam słowa: "nie". Wiem o tym, bo przecież jestem psychologiem. Innym zawsze umiałam pomóc, ale nie kolejną pożyczkę - 130 tys. zł pod zastaw swojego mieszkania. Brał co kilka dni, po trzy tysiące, sześć Nadeszły święta Wielkiej Nocy. Znów spędziłam je samotnie w Krakowie w pensjonacie. Siedziałam wściekła i czekałam, aż się pojawi. Zjawiał się, potem znowu znikał, ja zostawałam. I wtedy po raz pierwszy chyba tak wyraźnie sobie powiedziałam: trzeba będzie odzyskać pieniądze i kopnąć go w tyłek. Komplementy, adoracje... Zapłaciłam za to 150 tys. zł. Co on ze mnie zrobił? Mam nadzieję, że wkrótce zdechnie, ale najpierw mi odda moje pieniądze. Zanim zdechnie, niech się pomęczy. Zabiję go. Mówię Miałam już wątpliwości: kurczę, gdzie ten facet ma pieniądze? Jak u mnie był, to codziennie gdzieś telefonował, mówił, że rozmawia ze swoim synem, odchodził na bok. Ja go nie podsłuchiwałam. Czerwiec: Ze 130 tys. zł na koncie zostało około czterech tysięcy i telewizor, który kupiliśmy. Cały czas było gadanie o domu, który lada chwila sprzeda, tylko musi uregulować jakieś rachunki, wpłacić "ostatnie" kwoty... Nie było już takiej idylli. Byłam za gruba albo za chuda. Miałam źle ścięte włosy. Źle siedziałam przy jedzeniu. Źle się ubierałam, źle się mnie, że miałam zrobić "tak i tak", nie było się go bać. Może nie tyle jego samego, co dezaprobaty z jego strony. Zaczęłam robić wszystko, żeby mnie akceptował. Wierzyłam, że rzeczywiście źle siedzę przy jedzeniu. I przestawałam mieć możliwości dawania mu pieniędzy. Coraz trudniej mi było zaciągać kredyty. Powiedział: pożycz od sąsiadki. Powiedziałam: "nie".Gdzieś poza świadomością wiedziałam, że to jest destrukcja, że to jest coś, co mnie niszczy, co prowadzi do zagłady. Czytaj także: Czy Nergal to satanista? Wszystko w temacie szatana"Idźmy do notariusza, spiszmy te wszystkie długi, ile pieniędzy ode mnie pożyczyłeś" - mówię mu. "Ty suko" - jestem suką, a dokładnie: wilczycą. Taki login miałam na Ale mnie stamtąd wywalili za wulgaryzmy, które pisałam pod jego długo nie przyjeżdżał z Krakowa. A długi trzeba było spłacać. No to płaciłam, ale źle się z tym czułam, byłam załamana. On mi odpowiadał przez telefon, że "nie jest moją niańką". Mówi, że pojedzie do pracy do Niemiec. "Co będzie z nami?" - odpowiedzi usłyszałam, że oskarży mnie przed sądem o to, że przeze mnie nie wyjechał do Niemiec, że to będzie sprawa sądowa, którą przegram, i jeszcze oskarży mnie o stalking. Śmieszne? Wtedy byłam przekonana, że mam do czynienia z prawnikiem, prokuratorem. Uwierzyłam mu, przestraszyłam się. Ale kiedy wyjeżdżał ode mnie, zaczynałam za nim telefon podał numer konta, na które wpłaciłam kolejne 6 tys. zł, z kolejnego kredytu gotówkowego. Zaczęłam się zastanawiać nad dodatkową pracą, bo już nie wyrabiałam finansowo. Nakazałam sobie znalezienie tej pracy. Tak jak przez całe życie mi nakazywano, tak ja sobie nakazuję. Bo to potrafię robić, w tym jestem dobra, tego mnie nauczono: nakazywać Boga, żeby mi pomógł ze spłacaniem rat. Wtedy ciągle byłam bardzo się u mnie. Przez kilka dni znów był cudowny i wspaniały. Potem zadzwonił. Powiedział, że umiera mu matka, że jest zrozpaczony, pije. Prosił, żebym poszła na dworzec i nadała przesyłkę konduktorską - 500 zł w kopercie. Poszłam i dałam konduktorowi te 500 ja siebie nienawidzę. Rzygać mi się chce na do drzwi. Wchodzi staruszek, dopytuje o Dziś go nie ma, trzeba przyjść w środę - Maria mówi ciepłym głosem, przyjaźnie, powoli, głośno i wyraźnie, cierpliwie tłumaczy i powtarza to samo zdanie trzy razy. W końcu staruszek zrozumiał, odchodzi. Nasza pierwsza rozmowa dobiega ROZMAWIA Z NERGALEM. Czytaj ekskluzywny wywiadMailem proszę, żeby podała mi datę graniczną, kiedy odeszła od wiary w Boga chrześcijan. Odpisuje po paru dniach. Zaczyna tak:Uwaga, zawarte w tym mailu treści mogą być niezgodne ze światopoglądem wielu osób. Intencją autorki nie jest obrażanie uczuć religijnych innych osób, lecz dokładne przekazanie własnych potem:Jak zostaje się satanistką? Powoli. Trzeba przeżyć dużo rozczarowań. Trzeba wszystko dokładnie przemyśleć, powstrzymać choć trochę emocje i włączyć racjonalne miłosierdzie - to piękne hasła, wyobrażenia, które nijak mają się do rzeczywistości. Potop, zabawa uczuciami Abrahama, poniżenie matki boga, holocaust, gwałcone i zabijane dzieci, gwałcone i zabijane kobiety, dzieci konające na raka. Świat jest pełen miłosierdzia i przejawów dobroci boga. Mnie też kochał... Kiedy? Bóg kochał mnie, gdy straciłam z bólu przytomność, a moje Jedyne Dziecko przyszło na świat martwe? A może kochał mnie wtedy, gdy patroszono mnie na stole operacyjnym? Kim jestem teraz, boże? Pamiętasz tamtą dziewczynę w kościele Mariackim w Krakowie? Ona przyszła do ciebie wiele razy. Najpierw stałam się deistką - wiosną 2011 roku. To wtedy poznałam Biblię Szatana. Czy jestem bezkrytyczną fanką La Veya'a? Nie. Nie znam żadnej organizacji satanistycznej. Wybrałam forum dla satanistów na odpowiednim poziomie intelektualnym. Większość załogi forum to laveyanie. Czy stałam się podła? Nie. Czy teraz z mniejszą troską patrzę na swoich pacjentów? Czy zaczęłam kraść, kłamać, oszukiwać? Nie. Teraz jestem sobą. Jestem wolna, wyrwana z więzów, jakie nałożyła mi nieludzka religia w boga Kali, przekłuj płuca jego żądłami skorpionów. O Sachmet, wrzuć substancję jego w przeklętą pustkę. Niech będzie przeklęte ścierwo, które wyrządziło mi tyle pan, kiedy nastąpiła przemiana. Odpowiadam: Pod koniec lipca zeszłego roku wybrałam satanizm. 18 września 2011 zarejestrowałam się na drugą rozmowę umawiamy się u niej w domu. Mieszkanie Marii jest skromne i 2010 roku: Znowu idylla. Jest miły i sympatyczny. Wciąż jednak nie może sprzedać tego domu, wciąż musi regulować jakieś Mieszkał u mnie. Wzięłam pięć nowych pożyczek w różnych firmach. Zaczął mieć pretensje, że za wolno zaciągam te pożyczki. Szybko idylla przerodziła się w horror. Wyprowadził się do drugiego pokoju. Zastawił drzwi krzesłem - tak, że nie mogłam do niego wchodzić. I żądał... Wszystko mu się nie podoba. Wrzeszczy na mnie, że nie chcę brać kolejnych pożyczek, że nie chcę pożyczać pieniędzy od sąsiadów. Po koniec sierpnia wyjeżdża do Krakowa z pieniędzmi z tych pięciu pożyczek. Telefonuje stamtąd, że serce go boli, że ma kłopoty w banku. Daj mi trochę złota - mówi. Ja ściągnęłam pierścionki z palców. Czytaj także: Kto palił w Polsce heretyków na stosie?Przyjechał do mnie. Wtedy już jeździłam na maliny. Musiałam jakoś zdobywać pieniądze na spłaty kredytów. Wstawałam o 5 rano, jeździłam na gapę, nie miałam nawet na bilet autobusowy. Za dzień pracy dostawało się 20 zł, koszyczek kosztował 50-80 gr. - Chodź ze mną, potrzebujemy pieniędzy - mówię do Dobrze, dobrze - odpowiadał, a potem zawsze bolało go go mieć dość, ale tak już ostatecznie. Niedobrze mi się robiło, jak go dał mi do podpisania kartkę in blanco: "Oświadczam, że to wszystko jest prawdą". Podpisałam ją. Wyprodukowałam też dla niego kartę chorobową. Chciał ją dla swojego kolegi: Marka P. Dopiero później okazało się, że to jego prawdziwe imię i nazwisko. Tam "stwierdziłam" u niego nerwicę. Chciał mieć na mnie haka - wyprodukowanie takiej karty byłoby dowodem na przestępstwo, na fałszowanie dokumentacji medycznej. Tylko, że ja na tej karcie napisałam: pacjent nie przedstawił dowodu tożsamości. Czyli jest to karta dla go nagrałam. Nagranie jest w prokuraturze. Mówi tam: "zobaczysz, jak będziesz mi robić problemy, mam twoje oświadczenie i kartę chorobową, którą wystawiłaś". Myślał, że się przestraszę. Ale ja już bałam się coraz mniej. 29 sierpnia 2010 roku założyłam kalosze, robocze ciuchy i wyszłam do pracy na maliny. Coś mnie tknęło. Zadzwoniłam do Centrum Interwencji Kryzysowej. Człowiek, który tam pracował, w trakcie rozmowy zorientował się, w jakim jestem stanie, wyszedł po mnie, bo nie mogłam trafić. Byłam jakby w mnie do hostelu, gdzie wreszcie się wyspałam. Potem rozmowa z panią psycholog, której opowiedziałam o wszystkim, co mnie spotkało. Nie, nie byłam spokojna. Nie płakałam, ja szlochałam! Kazała mi natychmiast zgłosić się na policję. Tego samego dnia wieczorem poszłam na komisariat. Odwieźli mnie radiowozem do domu, ale jego już nie było w go już nie bardzo chcę go zobaczyć, widzieć, jak męczy się, jak do kumpla, który mieszkał w Wejherowie. Późnym wieczorem do mnie przyjechał. Zabrał mnie do poniedziałek rano byłam już w pracy - miałam pacjentów w zapisałam się do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Zaczęłam pisać na portalu Któregoś dnia napisałam coś w rodzaju listu pożegnalnego. "Do zobaczenia w piekle" czy coś takiego. W domu miałam przygotowany cały zestaw: strzykawka, adrenalina, lekarstwa. Rano poszłam do pracy. Gdy wracałam do domu, przed klatką zatrzymał mnie policjant. "Czy pani Maria...?". Tak - odpowiedziałam. Weszliśmy razem do domu, a tam zimno. Patrzę - szyba od drzwi balkonowych wywalona. Strażacy wchodzili przez balkon. Ktoś przeczytał mój list na forum, rozpoznał mnie i zaalarmował policję. Do dziś nie wiem kto. Ten człowiek uratował mi życie. Czy to był Bóg? A może szatan?Policjant zapytał, czy chciałam popełnić samobójstwo. Powiedziałam prawdę, że tak. Przyjechała karetka pogotowia. Odmówiłam zgody na przewiezienie do szpitala psychiatrycznego. Ściągnęli mojego brata, który mnie zabrał do siebie. Nie bardzo mnie to wtedy obchodziło, co się ze mną dzieje. Październik: złożyłam zawiadomienie do prokuratury. Wyłudzoną kwotę oszacowałam na 150 tys. pracę w pralni - miesięcznie zarabiam 450 zł. Dwa razy w tygodniu pracuję jako psycholog - dostaję za to ok. 800-1000 zł. Hipoteka mieszkania jest obciążona na 130 tys. zł. Niespłacone raty plus odsetki wynoszą już ponad 10 tys., pozostało do spłacenia jeszcze 121 tys. zł. Miesięczna rata wynosi 1323 zł. Oprócz tego mam 6 kredytów gotówkowych. Spłacam po kilkadziesiąt złotych także: Apostazja, czyli na czym polega rozwód z KościołemZaraz przyjdzie pan Darek. Były policjant, pracuje teraz w jednej z firm pożyczkowych. Przyjdzie po 100 zł. Mówił, że mógłby mi zabrać telewizor, ale tego nie zrobi. Jest bardzo mi mówi, że muszę 9 dniach odmówiono wszczęcia śledztwa - nie dopatrzono się przestępstwa. Maria złożyła do sądu zażalenie na to postanowienie prokuratury. Sąd nakazał prokuratorowi rozpoczęcie śledztwa. Po kolejnych dwóch miesiącach postępowanie zostało rozpoczęte po raz drugi. Minęło kolejne pół roku - i we wrześniu 2011 roku śledztwo zostało zawieszone. Powodem był brak możliwości ustalenia miejsca pobytu świadka - czyli Łukasza R. (w rzeczywistości: Marka P.), bo taki status ma ten mężczyzna. Maria na własną rękę ustaliła, że przebywa on w areszcie śledczym w Bielsku-Białej. Odsiaduje wyroki za wcześniejsze przestępstwa. O swoich ustaleniach poinformowała trzema miesiącami prokuratorzy z Trójmiasta poprosili prokuratorów z Bielska-Białej o przesłuchanie ostatnia wiadomość w tej sprawie, jaka dotarła do pierwszych zeznań na policji minęło 16 miesięcy, śledczy wciąż nie przesłuchali Łukasza R. (Marka P.).Czytaj także: Kto palił w Polsce heretyków na stosie?Pytam, co to znaczy, że jest Co mi nakazuje moja religia? Nie krzywdzić ludzi i zwierząt bez powodu, upominać, gdy ktoś chce mnie skrzywdzić. Zanim dokonam na kimś zemsty, muszę tę osobę upomnieć. Ale jeśli nie przyniesie to poprawy, mam przyzwolenie na zniszczenie tego, który mnie A uśmiercanie gołąbków, profanacja grobów?- Śmieszne to jest. To robią gówniarze, nie mam z nimi nic Czym różni się satanista od chrześcijanina?- Są dwie różnice. Pierwsza jest taka, że my możemy, a nawet musimy się mścić. Druga zaś jest taka, że my nie prosimy, nie błagamy szatana, tak jak chrześcijanie proszą Boga. My od szatana żądamy. Mamy do tego Żąda pani?- Tak. Pierwszy raz w życiu mogę czegoś od kogoś Szatan spełnia pani żądania?- Tak. Na razie poza Jakim?- Żądam powtarza, że jeśli nie uda jej się doprowadzić Łukasza R. (Marka P.) przed sąd, zabije go. Zrobi to tak, żeby nie było śladów. Nie chce przez niego zgnić w więzieniu.
Satanizm... Nastał świt. Blask nowego światła zrodził się z ciemności nocy i powstał Lucyfer, aby po raz kolejny powiedzieć: „To wiek Szatana! Szatan rządzi światem!” Bogowie niesprawiedliwych nie żyją. Jest to okres narodzin magii i nieskalanej mądrości. Ciało zatriumfowało i zostanie zbudowany wielki Kościół poświecony jego imieniu. Zbawienie człowieka nie będzie już zależało od jego samozaprzeczenia. I stanie się wiadomym, że świat ciała i życia okaże się największym wstępem do wszelkich wiecznych rozkoszy! Tymi słowami Anton Szandor La Vey zwany przez swoich zwolenników „czarnym papieżem”, twórca Kościoła Szatana, kończy prolog swojego największego dzieła — Biblii Szatana (The Satanic Bible). Owiany tajemniczością jak i sensacją satanizm wydaje się fascynować swoim radykalizmem oraz hasłami nawiązującymi do niczym nieograniczonej wolności. Z biegiem lat stał się filozofią pociągającą zarówno ludzi młodych jak i starszych, wykształconych oraz niewykształconych, mężczyzn i kobiety, bogatych i biednych, pokornych i zbuntowanych, wszystkich zaintrygowanych złem. Satanizm skupia w swych szeregach ludzi zagubionych, którzy straciwszy z oczu horyzont dobra, zanurzyli się w bezkresnym oceanie zła. Gdy pisze się u satanizmie, należy być bardzo ostrożnym, aby go przypadkiem nie reklamować. Propagowany przez internet, książki, gry planszowe i komputerowe, reklamy telewizyjne oraz filmy satanizm jest naprawdę niezwykle trudny do jakiejkolwiek w pełni wyczerpującej oceny. Z tego faktu nie wynika jednak wniosek, że o satanizmie nie należy mówić i pisać. Wręcz przeciwnie, zło nazwane po imieniu pozwala lepiej rozumieć rzeczywistość, w której się poruszamy. Demonizowanie świata codziennego prowadzi oczywiście do niepotrzebnego lęku i nieufności. Należy więc o satanizmie mówić w sposób rozważny i wyważony. Czy jest to jednak możliwe? Jak mówić i pisać o złu bez popadania w skrajności? Najlepszą oboną przed popadaniem w skrajny pesymizm wyrosły na gruncie „widzenia diabła we wszystkim” zdaje się być ufne powierzenie się tajemnicy dobra, które jako dar od Boga zdolne jest pozytywnie przemieniać ludzkie serca. Tak, dobro pomimo obecnego w świecie zła oddziaływuje na człowieka każdgo dnia i pozwala mu pozytywnie widzieć siebie i innych. Satanizm obecnie spotykany okazuje się być żywiołowym fenomenem, wyrastającym w XX wieku z podziemia średniowiecznych, tajnych i hermetycznie zamkniętych społeczności. W ramach pewnej pseudokultury staje się artykułem użytku publicznego oraz kultowym ideałem dla licznej młodzieży (choć nie tylko) na całym świecie. Satanizm szerzy się z wielką gwałtownością na różne sposoby przybierając rozmaite maski. W większości przypadków jest on przejawem buntu czy niechęci wobec wszelkich tradycyjnych zasad i konwencji. Przede wszystkim jednak stoi w jaskrawej opozycji względem chrześcijaństwa i chrześcijańskiego Boga i jego przykazań (zwłaszcza dotyczących moralności). Rozumiany jako wtórny system pseudoreligijny, który nie byłby wstanie istnieć samodzielnie, przekracza to, co religijne. Jest więc satanizm z jednej strony „religią” a zarazem „areligią”. Ma w swym szerokim froncie ideologicznym możliwość łączenia przeciwieństw. W swej dominującej formie funkcjonuje na zasadzie przejmowania poszczególnych pierwiastków nauki chrześcijańskiej, ich parodiowania i prezentowania pod przekręconą postacią. W satanizmie możemy więc znaleźć na przykład czarną mszę, chrześcijańskie modlitwy recytowane od tyłu, chrześcijański krzyż obrócony o 180 stopni czy też normy etyczne proklamowane właśnie w przekręconych wartościach (np. 9 przykazań satanistycznych). Przybierając postać wysublimowanej psychodramy amerykański satanizm, czy tego chcą, czy nie jego zwolennicy zawsze będzie niebezpieczną formą balansowania na granicy dobra i zła (świata demonów). Zredukowanie pojęcia czarnej mszy jedynie do jakiejś psychologicznej gry w celu zredukowania napięcia psychicznego tkwiącego w podświadomości jest zabiegiem wielce naiwnym i niebezpiecznym z punktu widzenia psychologicznego i duchowego. Wielką naiwnością jest myśleć, że można się z diabłem zaprzyjaźnić. Słusznie zauważa Francesco Bamonte, że szatan nie ma przyjaciół ale tylko niewolników, którzy wierzą naiwnie, że zaskarbili sobie jego przyjaźń. Zabawy w satanizm mogą skończyć się nawet diabelskim opętaniem, które wyraża się na rozmaite sposoby przybierając specyficzne formy. Rytualne inscenizacje podczas których paktuje się z diabłem nie mogą być obojętne dla psychiki człowieka i ducha ludzkiego. Diabłu człowiek może oddać się na wiele sposobów. Włoski egzorcysta F. Bamonte ostrzega przed paktowaniem z diabłem. Flirt z diabłem może przybrać różną postać, nie zawsze możliwą do kontrolowania przez adepta satanizmu. Zazwyczaj z oddaniem się diabłu mamy do czynienia, kiedy ktoś z fałszywym przekonaniem zawiera z nim układ, godząc się na jego panowanie nad sobą. Zazwyczaj dzieje się to „przez podpis złożony własną krwią, pobraną przez nacięcie na palcach lub na ręce; albo przez chrzest krwi, który polega na wylaniu na głowę krwi, zwykle zwierzęcej lub wielkiego kapłana; albo przez przyjęcie „książeczki rozkazów” podczas rytu wtajemniczenia prywatnego, odprawianego przez satanistę z kandydatem; albo też przez wstąpienie do sekt satanicznych na drodze odpowiednich obrzędów, takich jak czarne msze lub inne ryty sataniczne, w czasie których wielki kapłan poświęca szatanowi wtajemniczanego kandydata”. Należy zauważyć, że chodzi tu o świadome i dobrowolne podporządkowanie się szatanowi, co nie wyklucza możliwości przypadku aktu nie do końca uświadomionego. Co do konsekwencji wejścia satanisty w pakt z diabłem Bamonte w oparciu o swoje wieloletnie doświadczenie tłumaczy: „Satanista autentycznie poświęcony szatanowi, choć z własnego wyboru jest jego własnością i bezpośrednim współpracownikiem, nie doświadcza kryzysów ani nie przejawia symptomów widocznych u tych, którzy doznają nadzwyczajnego działania złego ducha. On bowiem nie dręczy go typowymi zjawiskami nękania lub obsesji czy opętania, aby pozostał takim, jakim jest. Lecz gdyby tylko taka osoba postanowiła zrezygnować z paktu, jaki z nim zawarła, szatan natychmiast używa wszystkich możliwych udręk nękania, obsesji czy opętania szatańskiego, ponieważ nie chce stracić kogoś, kto wcześniej oddał mu się dobrowolnie. Dręcząc go, ma nadzieję przekonać go do potwierdzenia na nowo podpisanego paktu. Szatan nie pozwala „swoim” łatwo odzyskać wolności. Potwierdzają to liczni egzorcyści, którzy stawiali czoło tego rodzaju problemom”. Tonino Cantelmi wraz z Cristiną Cacace w książce „Czarna księga satanizmu” zwracają uwagę czytelnika na to, że powszechnie satanizm ujmuje się jako kult Szatana, który bywa pojmowany z jednej strony, jako samodzielna moc nadprzyrodzona o złej naturze, z drugiej natomiast jako przeciwnik Boga chrześcijańskiego. Wspomniani autorzy twierdzą, że satanista, to człowiek, który „postanawia oddawać cześć i służyć demonowi oraz pragnie utrzymywać z nim namacalny kontakt”. Satanizm opiera się więc „na łamaniu norm społecznych w tym celu, żeby Szatan zaspokoił żądania, których dobry Bóg nie chce wysłuchać. Kiedy satanista sprawuje jakiś obrzęd, jest przekonany, że dzięki Szatanowi otrzyma to, co chce; jeżeli tego nie osiąga, sądzi, że nie dopełnił rytuału albo nie zachował się w sposób dostatecznie profanacyjny. Oczekuje, że diabeł zapewni mu potęgę, uciechy seksualne, bogactwo, władzę nad ludźmi. Z tego punktu widzenia religia społecznie uznawana odbiera szczęście, natomiast satanizm pozwala je osiągnąć, gdyż służy nasyceniu jaźni, cielesności i żądzy panowania”. W ten oto sposób, satanizm jawi się nam jako forma specyficznego (ekstremalnego) sprzeciwu religijnego i kulturowego wobec wartości i idei pozytywnych. Bóg który jest miłością zostaje odrzucony, a wybór wartości pozytywnych uznany za cechę człowieka ograniczonego. J. Steffon w kontekście satanizmu podkreśla rolę i znacznie diabła. Nie bez znaczenie ma też sposób w jaki człowiek oddaje mu cześć i wszelkie honory. Zdaniem autora satanizm i czarna magia wplecione są w zachodnią kulturę w sposób trwały. W swej istocie jest oddaniem się całkowitym temu co „złe i perwersyjne, wrogie wobec Boga”. Satanizmu nie można jednak utożsamiać z magią w sposób ścisły. Prawdą jest, że magia blisko związana jest z satanizmem, ale nim nie jest. Można praktykować magię (np. w obrębie szeroko pojętych praktyk okultystycznych) nie będąc satanistą. Związek satanizmu z magia i okultyzmem podkreśla w sposób zdecydowany Aleksander Posacki. Podejmując zagadnienie losu nieletnich w grupach satanistycznych Jean Ritchie potwierdza fakt, silnej opozycjoniści satanizmu względem chrześcijaństwa i dominującej kultury: „sataniści stawiają sobie za cel interpretowanie innych religii — najdogodniejsze jest tu chrześcijaństwo — według swoistych, własnych kryteriów. To, co dobre, staje się złe, a to, co złe, staje się wskazane, celowe, właściwe i możliwe, ponieważ dla satanistów „dobro” i „zło” są tylko sądami wartościującymi narzuconymi przez religie. Intelektualiści z kręgu satanistów mają na podorędziu na poparcie tego twierdzenia wiele fałszywych, rzecz jasna, argumentów religijnych o „wolności wyboru” i „dążeniu do wiedzy”, odwołują się też do Platona i Nietzschego. Lecz biorący udział w sabatach sataniści są przekonani, że wyrządzając zło zyskują moc magiczną i że siła ta zwiększa ich zdolność do czynienia zła. Na najniższym poziomie objawia się to paleniem krzyży, malowaniem sprayem satanistycznych graffiti, bezczeszczeniem kościołów i cmentarzy, rozkopywaniem grobów”. Zdaniem J. K. Huysmansa satanizm „jest bękartem katolicyzmu”, gdyż „polega na świętokradczych obrzędach, buncie moralnym, rozwiązłości duchowej, odchyleniu całkowicie przeciwnym doskonałości i chrześcijaństwu; sprowadza się też do uciechy powściąganej obawą, do zakazanej radości płynącej z zanoszenia Szatanowi hołdów i modlitw należnych Bogu; zasadza się na nieprzestrzeganiu przykazań katolickich, które wypełnia na opak, gdyż aby jak najciężej znieważyć Chrystusa, dopuszcza się grzechów wyraźnie przez Niego potępionych - skalania kultu i rozpasania ciała”. W związku z powyższym śmiało możemy stwierdzić, że satanizm jest niejednolitym ruchem gromadzącym ludzi, którzy z różnych przyczyn stali się zwolennikami buntu (idei źle pojętej wolności) oraz jego powszechnie uznawanego symbolu: Szatana — przeciwnika Bożego. Opinie poszczególnych grup, co do faktycznej natury postaci Szatana są często diametralnie różne. Niektórzy rozumieją go jako rzeczywistą postać duchową; inni tylko jako symbol (rzeczywisty czy metaforyczny) buntu, dążącego do wyzwolenia człowieka z więzów moralności i wiążących norm społecznych; inni jeszcze, jako siłę natury działającą w człowieku, czy jako wyimaginowaną siłę magiczną. Istnieje cały szereg wzajemnie niezależnych grup i pojedynczych wyznawców satanizmu — od zwyczajnych ekshibicjonistów aż po masowych morderców. Satanizm jest więc niczym ameba (gatunek pierwotniaka pozbawionego dokładnych konturów). Nie jest do końca ani organizacją, ani Kościołem, ani sektą — nawet pomimo oficjalnego istnienia Kościoła Szatana. Satanizm jest raczej szerokim ruchem, którego poszczególne grupy powstają i zanikają bez dogmatów i doktryn, nie wyznając nawet żadnej filozofii. Satanizm jest wewnętrznie rozbieżny, głęboko zróżnicowany i ideologicznie rozproszony. Przyjmując, że satanizm jest systemem wierzeń — jak pisze w swej książce Daleko od raju, z dziejów fascynacji złem ks. Andrzej Zwoliński — będącym swoistym buntem przeciwko Bogu i wszystkiemu, co boskie, odrzuceniem Jezusa Chrystusa, opowiedzeniem się człowieka w walce między dobrem, a złem po stronie zła, wyróżnić można wiele jego poziomów. Satanizm obejmuje swym zasięgiem wiele płaszczyzn życia społecznego. Zorganizowany satanizm nie przeczy faktowi, istnienia satanizmu nie zorganizowanego, w jakieś konkretne struktury. Pomiędzy satanistami różnych nurtów istnieje wiele rozbieżności. Obok rozumienia samej postaci diabła liczne grupy różnią się pomierzy sobą również formą sprawowanego kultu oraz hierarchią wyznawanych wartości. Jeżeli chodzi o dotrzymywanie licznych zasad doktrynalno-kultycznych — niektóre z nich są powszechnie uznawane, innych nie trzeba przestrzegać w sposób ścisły. W praktyce każdy z wyznawców przystosowuje satanizm do własnych potrzeb, tworząc własną wersję satanizmu przystosowaną do własnych potrzeb. W ten sposób powstaje coś w rodzaju satanizmu „na własny użytek”, dlatego to, sataniści (a raczej grupy satanistyczne) zasadniczo nie utrzymują między sobą ścisłych zorganizowanych szerszych kontaktów. Przyjaźnią się tylko z tymi, z którymi się dobrze rozumieją, zapraszając na „czarne msze” tylko swoich przyjaciół. Jedyną (właściwie) zasadą, której wspólnie dotrzymują i z której wywodzi się cały szereg ich reguł, jest tzw. telemiczne prawo A. Crowleya: „Rób czego pragniesz, to niech będzie twoim całym prawem”. Philippe Madre, dzieląc się własnym doświadczeniem walki duchowej ze swoimi współbraćmi ze Wspólnoty Błogosławieństw, przyrównał człowieka do pięknego drzewa, które jest dziełem samego Boga. Szatan, nie mogąc znieść jego piękna, usiłuje w podstępny sposób doprowadzić do stopniowego zniszczenia poszczególnych części Bożego stworzenia. Zależność tę opisuje następująco: Pewnego dnia zauważyliśmy na skraju lasu drzewo, prawdopodobnie dąb, którego pień był bardzo zgrubiały w wyniku nieprawidłowego rozwoju. Guz na drzewie bardzo zniekształcał jego sylwetkę. Listowie ponad trzonem drzewa było skąpe, jak gdyby zmęczone wysysaniem minimum soków, potrzebnych do rozwoju. W wyniku tej deformacji postura drzewa była zmieniona i jego wierzchołek nie sięgał nieba, jak u sąsiednich drzew, które zdawały się być w ciągłym dialogu z „wysokościami”. Zgrubienie (obrzęk) drzewa było tak wielkie w stosunku do jego rozmiaru, że nasuwało się pytanie: czy korzenie drzewa były wystarczająco rozwinięte, aby dosięgnąć pulchnej ziemi i odżywiać całą roślinę? Zdaniem autora przedstawiony obraz pomaga zrozumieć naturę tajemnicy osobowego zła. Drzewo, deformacja, guz na drzewie, niebo, korzenia — to słowa klucze pomagające unaocznić „wpływ, jaki może wywierać szatan na istotę ludzką”. Wyjaśniając przedstawiony obraz P. Madre podkreśla możliwość realnego wpływu Diabła na człowieka. Wpływ ten ma oczywiście charakter destruktywny, zabija bowiem w człowieku to co w nim jest najpiękniejsze, wszystko to co sprawia, że jest istotą dobrą. Tłumaczy więc, że istota ludzka jest „jak drzewo, które rośnie, rozwija się i dojrzewa, aby osiągnąć mocną pionową sylwetkę, doskonałą postawę do modlitwy, aby pozostawać w dialogu z niebiosami i z Tym, który jest w niebiosach”. Tajemnica piękna owego drzewa leży w boskim akcie stwórczym, to właśnie „Stwórca chciał, aby było piękne jego pięknem, pełnym pokoju i doskonałej harmonii z otoczeniem. Dane jest mu bogate i zdrowe listowie oraz jędrne, wspaniałe owoce, gdyż odżywia się ono dzięki korzeniom czerpiącym soki z pulchnej ziemi, którą jest Ciało Chrystusa — w komunii Miłości, w sakramentach, w Słowie Życia”. To, co charakteryzuje nieprzyjaciela człowieka, to fakt zawiści i zazdrości, która staje się jego własnym oskarżeniem. Trwając w tym stanie nieprzyjaciel człowieka jest wciąż „obecny, zazdrosny o urodę drzewa, zazdrosny o to, że stworzenie ludzkie zostało wybrane, aby być zwierciadłem odbijającym piękno Boga. Książę Ciemności nie może już znieść tego piękna, które kiedyś go zdobiło. Nienawidzi go i chce je splamić...” W związku z powyższym, postanawia „wywołać w drzewie, w jego korzeniach lub wyżej, nowotwór, który stopniowo obejmuje struktury roślinne, zniekształca je w celu ich ostatecznego zniszczenia. Kieruje on do osłony nowotworowej część soków, które płyną z korzeni, soki życia, które powinny podtrzymywać urodę drzewa. Soki te, zostając uwięzione, nie mogą już odżywiać korony drzewa i rodzić owoców. Nowotwór rozwija się; produkuje, rodzi owoce podobnie jak drzewo, lecz jest to fałszywy wzrost, który dusi i paraliżuje. Piękno gaśnie i więdnie; harmonia zaciera się, pionowa postawa chyli się ku upadkowi i dialog z niebem ustaje!”. Nie jesteśmy bezradni wobec zła, będącego przecież stałym komponentem naszej ziemskiej egzystencji. Człowiek wrażliwy na dobro może z całą skutecznością przeciwstawić się tajemnicy osobowego zła. Nie jest to proste, ale nie jest to niemożliwe. W świecie znajdujemy zdecydowanie więcej dobra niż zła. Wierząc w istnienie Szatana chrześcijanie mają świadomość faktu, że on został już dawno pokonany przez Jezusa Chrystusa. Pan Jezus pokonał Szatana ostatecznie. Ludzie wierzący znając strategię Szatana oraz metody jego działania, mogą się mu zdecydowanie sprzeciwić: „...potęga szatana nie jest nieskończona. Jest on tylko stworzeniem, wprawdzie bardzo potężnym jako czysty duch, ale tylko stworzeniem, ograniczonym i podlegającym woli i panowaniu Boga... Działalność szatana wyrządza z pewnością wiele szkód jednostkom i społeczeństwu — szkód natury duchowej, a pośrednio także fizycznej — nie jest jednak zdolna unicestwić Dobra — ostatecznej celowości człowieka i całego stworzenia... oto wielki pewnik wiary chrześcijańskiej: «władca tego świata został osądzony» (J 16,11); Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła (1J 3,8) — wedle świadectwa Janowego. Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały okazał się owym «Mocniejszym», który «pokonał mocarza», diabła, i pozbawił go władzy” (Jan Paweł II, Audiencja generalna w dniu 20 sierpnia 1986 roku). Pewna chrześcijanka napisała kiedyś list do zdeklarowanego satanisty. Napisała mu słowa, które mogłyby stać się mottem, zasadniczą myślą — przesianiem, które ludzie wierzący powinni zanieść tym wszystkim, którzy zagubiwszy się w świecie zła wciąż niepewnie (choć się do tego często nie przyznają) szukają prawdy, piękna i dobra. Wspomniana dziewczyna napisała w swym liście: Jeżeli ktoś nie wierzy w Boga, to nie jest tak, że wierzy w „nic”, ale „wierzy we wszystko”. Wiem, kim są ateiści. To ludzie, którzy nigdy nie doświadczą szczęścia. Chciałam Ci o czymś powiedzieć. Wiem, że nie wierzysz w Jezusa Chrystusa i wiem, że Ciebie On nic nie obchodzi. Ale Jezus Ciebie kocha, pomimo wszystko. Nie wiem, czy doświadczyłeś kiedykolwiek prawdziwej miłości? Nie będę pisała wywodów na temat Boga, Kościoła i wiary. Nie będę broniła Jezusa, bo prawda sama się obroni. Jednego jestem pewna. Nigdy nie zniszczysz Boga, możesz najwyżej zniszczyć samego siebie. Nie pokonasz Go. Niejeden już próbował. Ale Jezus pokonał szatana raz na zawsze i jest Zwycięzcą. W tym wszystkim tak naprawdę chodzi o to, byś był szczęśliwy. Bóg bez Ciebie sobie poradzi (to wcale nie znaczy, że Mu na Tobie nie zależy, ale jesteś wolny), natomiast Ty bez Niego przegrasz. On Ciebie zna. Wiem, śmieszy Cię to. Uważaj jednak, bo jutro może być już za późno... BÓG KOCHA CIEBIE DZISIAJ! Dla skutecznej obrony przed Złym powinniśmy więc każdego dnia nieustannie umacniać nasze więzy z Chrystusem, który jest jedyną mocą, warownią i obroną, pamiętając wciąż o tym, że Bóg potrafi posłużyć się nawet złem dla wyprowadzenia z niego dobra, a poprzez to realizować „symfonie zbawienia” — jak mawiał św. Ireneusz. Niestety, wielu ludzi przestało dziś wierzyć w Szatana. Leon Artur Elchinger biskup Strasburga napisał kiedyś: „Wierzyć w Lucyfera, w Szatana, w działanie wśród nas Złego Ducha, uchodzi w oczach wielu za naiwne, proste duchem, zabobonne. A więc ja w to wierzę. Wierzę w jego istnienie, w jego wpływ, w jego najwyższą zdolność maskowania się, zdolność wciśnięcia się wszędzie, biegłą sztukę grania komedii aż do momentu osiągnięcia przekonania, że on nie istnieje... Wreszcie wierzę w Lucyfera, ponieważ wierzę w Jezusa Chrystusa, który nas ostrzega przed nim i prosi nas, abyśmy go zwalczali ze wszystkich sił naszych, jeśli nie chcemy być oszukani odnośnie co do wartości życia i miłości...”. Taktykę działania Szatana w świecie w sposób obrazowy, ale zarazem wymowny i głęboki, wyraził Antonio M. Alessi w swoim dziełku Wywiad z diabłem (Internista con il Diavolo), gdzie czytelnik staje się świadkiem ciekawego dialogu: — Przepraszam, z kim mam przyjemność rozmawiać? — Jestem Berlik z trzeciego kręgu, wydziału prasy i propagandy. — Jest pan cudzoziemcem? — My jesteśmy obywatelami świata! — Nie rozumiem: jaki jest pana zawód? — Jestem diabłem z grupy kierowniczej. — Ach tak, wszyscy jesteśmy po troszce diabłami... — Ależ nie, ja jestem prawdziwym diabłem i mam do wykonania szczególne zadanie. — Właściwie wygląda pan na dżentelmena. — Chyba pan nie sądzi, że działamy w waszym świecie ubrani na czerwono, że mamy ogony, albo rogi, tak jak wy to przedstawiacie? — Tego nie powiedziałem, ale... — Aby móc spokojnie pracować, musimy wmieszać się w tłum, upodobnić się do was i prowadzić odpowiednie życie w środowisku, jakie zostanie nam powierzone do rozpracowania... . O istnieniu osobowego zła, o jego taktyce mówił głośno papież Paweł VI, nawołując do refleksji nad zagadnieniem zła w świecie cały Kościół (zarówno świeckich jak i teologów). W swym przemówieniu (15 listopada 1972 r.) papież Paweł VI powiedział: Jakie są największe potrzeby Kościoła w dobie obecnej? Nie dziwcie się naszą odpowiedzią i nie potraktujcie jej jako prostackiej czy przesądnej: jedną z największych potrzeb współczesnego Kościoła jest obrona przeciwko złu, które nazywamy diabłem...” Zdaniem papieża osobowe zło nie jest jedynie brakiem czegoś, ale jest ono aktywną siłą, jest żywym duchowym bytem, który jest „zdeprawowany i deprawuje innych”. W swojej wypowiedzi papież konfrontuje negację diabła z Biblią oraz nauczaniem Kościoła. Chrześcijanie nie mogą się zgodzić na twierdzenie, że diabeł to jedynie jakaś pseudorzeczywistość, pojęciowe wymyślone „uosobienie nieznanych przyczyn ludzkich nieszczęść i do słów św. Paweła, który nazywa diabła „bożkiem tego Świata” i przestrzega nas przed walką — którą my, chrześcijanie, „musimy toczyć w ciemności”, w swom wystąpieniu papież podkreślił, że tocząca się walka człowieka z osobowym złem obejmuje spór i zmagania nie tylko przeciwko jednemu diabłu, ale przeciwko przerażającej liczebności diabłów. Przebiegłą często zakamuflowaną strategię działania złego w życiu społecznym i jednostkowym Paweł VI opisuje w słowach:... Wiemy więc, że ten ciemny, niepokojący byt istnieje i dalej działa ze swoją perfidną przebiegłością; jest on ukrytym wrogiem siejącym błędy i nieszczęścia w historii ludzkości... Podminowuje moralną równowagę człowieka swoją sofistyką. On jest złym, sprytnym uwodzicielem, który wie, w jaki sposób może dotrzeć do nas przez nasze zmysły, wyobraźnię, libido, przez utopijną logikę, czy też przez nieuporządkowane kontakty społeczne, czy przez naszą działalność tak, aby doprowadzić do zboczeń, które są tym bardziej szkodliwe, im bardziej wydają się zgadzać z naszymi fizycznymi czy umysłowymi uwarunkowaniami lub też naszymi głębokimi aspiracjami”. Diabeł od samego początku przyjął taktykę polegającą na maskowaniu się. Tak kusił Ewę, przychodząc do niej jako wąż, kusił Jezusa na pustyni przybierając maskę dialogu i prośby o chleb. Dziś nadal kusi człowieka przybierając wciąż nowe maski, przychodzi do nas „jako anioł światłości”. Czy potrafimy dzisiaj powiedzieć Szatanowi stanowcze NIE? Nie dla samego sprzeciwu, ale dla jeszcze większego TAK dla Boga. Odpowiedzi na tak postawione pytania nie należą z pewnością do najprostszych. Wbrew pozorom świat dobra i zła nie jest rozdzielony wyraźną granicą wedle której można by szybko orientować swoje życie. Schemat kalki biało-czarnej nie wpisuje się w zależność, jaka zachodzi pomierzy dobrem a złem. Zło przybiera różne maski, kamufluje się, często udaje dobro. Podsumowując rozważania niniejszego rozdziału chciałbym powrócić do myśli zawartej w książce „okultyzm” znanych chrześcijańskich autorów, którymi są: Josh Mc Dowell i Don Stewart. Autorzy, zorganizowane zło w postaci satanizmu łączą go z praktyką okultyzmu: „Satanizm to odgałęzienie okultyzmu praktykujące najokrutniejsze rytuały, jakie tylko mogły przyjść człowiekowi na myśl (...) Czarna magia, czarna msza, aspekty kultury narkotykowej, krwawe ofiary, rytuały polegające na znęcaniu się seksualnym i fizycznym — wszystkie te rzeczy posiadają związki z satanizmem”. Fakt ścisłego powiązania niektórych form satanizmu potwierdzają więc zaobserwowane zjawiska, towarzyszące rytuałom satanistycznym. Satanizm jako sekta i subkultura — analiza psychologiczno-pedagogiczna Nie kocham cię boże w fałszywej skromności nie zamierzam żyć ani w pokorze przed światem nie będę swoich myśli kryć Nie ufam ci boże po twoich ścieżkach poplątanych nie zamierzam iść lecz po własnym życia torze nie będę dla ciebie jak uzależniony od wiatru spadający liść Nienawidzę cię boże za ból za cierpienie nie zamierzam dziękować tobie okrutny potworze nie będę się jednak chować... bo w przeciwieństwie do ciebie nic nie mam do ukrycia a ty na pewno wykreśliłeś już mnie z księgi wiecznego życia... W kontekście badań nad satanizmem pojawiają się cyklicznie, co jakiś czas, pytania o słuszność opisywania go w kontekście działalności współczesnych sekt destrukcyjnych. Kontrowersje terminologiczne związane z pojęciem „sekta” z pewnością nie sprzyjają wyjaśnieniu powstających często silnie rozbieżnych interpretacji zjawiska satanizmu, które ze swej natury jest niejednoznaczne i wielopłaszczyznowe. Ujmowanie satanizmu w kategorii sekty religijnej okazuje się budzić w licznych środowiskach naukowych widoczny opór. Ośrodki konfesyjne przeciwnie z wielką łatwością nazywają satanizm sektą. Rzeczywistość wydaje się być jednak nieco bardziej złożona niż mogłoby się wydawać. Rozpatrywanie satanizmu w kluczu: „satanizm jest sektą” lub „satanizm nie jest sektą” wydaje się być zbytnim uproszczeniem rzeczywistości. Pytanie, o to, czy satanizm jest religią i czy można go opisywać w kontekście sekt religijnych obecne jest w świadomości społecznej już od kilkudziesięciu lat. W Polsce wybrzmiało ono w kontekście licznych doniesień prasowych związanych z incydentami profanacji kościołów i cmentarzy oraz innych zachowań o charakterze kryminalnym młodzieży. Czy zaliczanie satanizmu do grupy sekt destrukcyjnych przez wielu autorów jest uzasadnione? Analizują literaturę przedmiotu, jak i liczne doniesienia prasowe należy zauważyć, że w tej kwestii istnieje wiele nieporozumień. Potoczne określanie satanizmu sektą nie oznacza, że autorzy tego typu ujęcia redukują zjawisko satanizmu tylko i wyłącznie do kategorii sekty. Z drugiej strony nie do końca zrozumiały jest silny dystans i sceptycyzm autorów walczących o rozgraniczenie tychże pojęć. Biorąc pod uwagę wieloaspektowość terminów „sekta” i „satanizm” oraz wysoki poziom ich autonomiczności znaczeniowej uważam, że ujmowanie ich w ścisłej relacji „zbieżności” lub „rozbieżności” wydaje się być posunięciem chybionym, a toczenie sporu terminologicznego drogą wiodącą do nikąd. Postać diabła budzi od lat wiele kontrowersji. Diabeł — mit czy rzeczywistość? Pytanie to, często zadawane przez różne kręgi społeczne z pozoru wydaje się banalne, a odpowiedź oczywista, jednakże sprawa diabła wcale nie jest taka prosta, spór o jego istnienie trwa przez wieki i wydaje się być wciąż nie zakończony dla wielu. Linia demarkacyjna wbrew pozorom nie przebiega pomiędzy wierzącymi i niewierzącymi. Sprawa komplikuje się w różnych kierunkach, odnajdujemy przecież wierzących w Boga chrześcijan, którzy odrzucają istnienie osobowego zła oraz niewierzących skłonnych przyznać, że za zło w świecie odpowiedzialny jest inteligentny, osobowy duchowy byt. K. Berger w książce „Po co jest diabeł?” opisuje problem diabła we współczesnym świecie w kategoriach od fascynacji do leku, od akceptacji do całkowitego odrzucenia : „Dla większości z nas diabeł jest zdecydowanie najciekawszą postacią chrześcijaństwa. Dla innych stanowi złośliwy wynalazek Kościoła, który ma pełnić rolę straszaka lub demonizować wybrane osoby. Są również tacy, którzy uważają szatana za uosobienie najgorszego przeżycia. Cały wachlarz poglądów na temat chrześcijaństwa modelowo odzwierciedla się w tej postaci”. Faktycznie postać diabła budzi wśród osób wierzących i ateistów wiele kontrowersji. Analizując różne przedstawienia diabła obserwujemy często wyraźną nieadekwatność sposobu mówienia i pisania o nim do tego, kim on jest i jaki on jest. Stereotypowe wyobrażenia szatana i świata demonów przedstawiane są w sposób niepoważny i nieodpowiedzialny. Jak słusznie zauważa wspomniany wcześniej autor, że tradycyjny obraz diabła bazuje często na „średniowiecznych bestiariach”, w których diabeł przyjmuje cechy postaci baśniowych, objętych dziś „ochroną gatunku”. Piekło natomiast prezentuje się współcześnie na wzór średniowiecznej kotłowni pełnej ognia i smoły — co siłą rzeczy powoduje niedowierzanie i uśmiech na twarzy. Obraz diabła przedstawianego jako rogatego „koziołka matołka” przysparza tylko licznych argumentów osobom krytykujących rozumienie zła i satanizmu we współczesnym świecie. Należy zauważyć, że chrześcijaństwo w każdym czasie swojego istnienia wierzyło w istnienie osobowego diabła i demonów. Fakt ten nigdy nie był negowany i podważany przez oficjale dokumenty Kościoła. W ostatnich kilku dekadach za sprawą rozwoju nauki fakt istnienia osobowego zła zaczął być jednak negowany nie tylko przez oświeceniowych racjonalistów, sceptyków i ateistów ale również przez pewnych teologów (np.: H. Haag, K. Kertelge, E. Drewermann). W ślad za podniesioną (zwłaszcza w XIX i XX wieku) krytyką osobowego zła (diabła, szatana) na gruncie teologicznym lawinowo do głosu doszły liczne interpretacje natury psychologicznej i psychiatrycznej uzurpujące sobie często prawo do jedyności interpretacji tajemnicy zła w świecie i człowieku. Paweł VI podczas audiencji generalnej wskazując na działanie zła w świecie podkreślił w roku 1972, że kwestię diabła należy rozpatrywać zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym. Podkreślając fakt zbytniego trywializowania osobowego charakteru zła papież zaapelował do zebranych na audiencji o trud zgłębiania tajemnicy osobowego zła. Podkreślając biblijne źródła mówiące o diable i jego demonach przestrzegał przed zbytnią racjonalizacją zła i redukowaniem tajemnicy do psychologicznych fenomenów. Pytanie o diabła jest jednak wciąż aktualne. XXI wiek jest czasem, w którym wiara traktowana jest przez wielu z pogardą. Obserwujemy swoistą niechęć mówienia o wierze, o Bogu i szatanie. Religia i wszystko co z nią jest związane o ile nie może stać się przedmiotem „medialnego show” traktowana jest jako coś „nieciekawego”. Wiek XX i XXI to czas swoistego absurdu, z jednej strony neguje się wiarę, religię i Boga, z drugiej zaś strony praktyki spirytystyczne i okultystyczne cieszą się niezwykłą popularnością, i to wśród ludzi wykształconych. Osoby pozornie dystansujące się do religii, określające wiarę terminem „zabobon” równocześnie angażują się w praktyki magiczno-okultystyczne traktując je jako słuszną ścieżką rozwoju osobistego. Obserwujemy również, jak diabeł jest stopniowo wymazywany z ludzkiej świadomości przez współczesną psychologię, która w duchu „fałszywego miłosierdzia” stara się uchronić człowieka przed „niebezpieczeństwem wiary w diabła”, który mógłby słabsze jednostki zbyt mocno wystraszyć. Wielu psychologów i teologów ucieka od mówienia o złu osobowym, piekle, grzechu, winie, lasce, itp. Wobec powyższego czy można zaryzykować stwierdzenie, że diabeł we współczesnym świecie jest persona non grata? Analizując liczne możliwe stanowiska interpretacyjne należałoby je umiejętnie zestawiać w linii łączącej z jednej strony: stanowiska całkowitej negacji istnienia osobowego zła w postaci Szatana i innych złych duchów z drugiej zaś stanowiska uznające realność zła osobowego w postaci diabła i innych złych duchów. Pomiędzy tymi skrajnymi poglądami istniej cały szereg poglądów o naturze pośredniej w różnym stopniu uznających istnienie świata duchów, istnienia zła osobowego, itp. Dodatkową kwestią pozostaje możliwość dokonania analizy zależności związku pomiędzy światem duchów, a światem ludzkim. W tym wymiarze obserwujemy liczne koncepcje, mówiące z jednej strony o tym, że związku bezpośredniego nie ma oraz takie, które dostrzegają ową zależność bardzo wyraźnie. Aby lepiej zrozumieć w tym momencie zagadnienie satanizmu rozumianego jako sekta należy odwołać się do pojęcia sekty jako takiej. Najczęściej za sektę uznaję się grupę o charakterze religijnym, która odcina się w sposób ideologiczny i strukturalny od jakiejś konkretnej większej grupy religijnej. Istnieje jednak wiele sekt, które powstały na bazie prywatnego objawienia i trudno wskazać w ich przypadku na moment i miejsce odcięcia się od innej grupy. Zoran Luković współczesne nowe ruchy religijne postrzega jako organizacje, które odwołują się do wszelkich aspektów ludzkiej egzystencji. Oprócz treści czysto religijnych w wierzeniach sekty odnaleźć można także elementy filozoficzne, społeczne, ekonomiczne, handlowe i dochodowe, pseudonaukowe, psychoterapeutyczne a nawet polityczne. Podstawowym powodem dla którego podejmuje się działalność badawczą nowych ruchów religijnych jest ich destrukcyjny charakter (widoczny wyraźnie w związku z aktywnością destruktywnych grup satanistycznych). Współczesne nowe ruchy religijne nie przypominają już średniowiecznych ruchów heretyckich odłączonych od głównego nurtu dominującej religii. Ostatnie lata przynoszą widoczną ewolucję rozumienia terminu sekta. Odwoływanie się do łacińskiego secare (odcinać) oraz sequor (naśladować) zdaje się mieć coraz mniejsze znaczenie dla pełnego wyjaśnienia znaczenia słowa sekta. Łaciński źródłosłów zdaje się mieć dziś bardziej znaczenie historyczne niż praktyczne. Jean Vernette w swoich rozważaniach odnośnie terminu sekta pyta: „Sekta — co to takiego?” i konkluduje, że etymologia tego słowa niewiele nam wyjaśnia. Sugeruje ona zaledwie pewien ruch ludzi, idących za określoną osobą i postępujących zgodnie z pewną doktryną (sequi = iść za/ postępować, towarzyszyć). Dobrym przykładem tej sytuacji są pierwsi mormoni, którzy w dziewiętnastowiecznej Ameryce szli za swoim przywódcą Brighamem Youngiem w długim marszu na Zachód. Odwoływanie się do łacińskiego secare (oddzielać, odcinać) wydaje się być jak twierdzi wręcz błędne. W tym przypadku sekta byłaby grupą mniejszościową odłączoną od macierzystego pnia (dominującej religii). W rzeczywistości jak przyznaje autor wiele współczesnych sekt powstało właśnie na takiej zasadzie, jak choćby sekta Dzieci Boże, wywodzące się z nurtu ewangelickiego. Na wieloznaczność terminologiczną wskazuje w tej materii wskazuje opublikowany w roku 1986 raport „Sekty albo nowe ruchy religijne. Wyzwania duszpasterskie”. W dokumencie tym czytamy: „Istotną sprawą jest uświadomienie sobie, że istnieją trudności w zakresie pojęć, definicji i terminologii dotyczącej tych zagadnień”. Wspomniany raport przypomina czytelnikowi, że terminy takie jak „sekta” bądź „kult” mają zabarwienie pejoratywne i a w związku z tym sugerują ocenę negatywną. W związku z tym, proponuje się określenia o bardziej neutralnym charakterze, takie jak „nowe ruchy religijne” lub „nowe grupy religijne”. Należy zauważyć, że autorzy raportu przyznają wprost, że „definicja nowych ruchów czy grup jako odrębnych od Kościołów i wspólnot kościelnych bądź też prawowitych ruchów w łonie Kościoła jest zagadnieniem spornym”. W związku z powyższym pomocna w tym względzie jest typologia, która pozwala nie pomijać ważnych różnicujących je szczegółów. Raport więc rozróżnia sekty wywodzące się z religii chrześcijańskiej i sektami pochodzenia poza chrześcijańskiego, czy pewnych prądów umysłowych. Ten zabieg nie zapobiega innym komplikacjom. Badacz nowych ruchów religijnych i sekt natrafia również na trudności, kiedy chce „odróżnić grupy pochodzenia chrześcijańskiego od Kościołów, wspólnot kościelnych i od prawowitych ruchów w łonie Kościoła”. Raport tłumaczy w innym miejscu, że jednym z wyróżników sekty jest jej aspołeczny charakter funkcjonowania wraz z doktryną: „W rzeczy samej, pewne cechy mentalności czy postaw sekciarskich, czyli nietolerancja czy wręcz agresywny prozelityzm, nie muszą prowadzić do powstania sekty i w każdym razie nie wystarczają do jej scharakteryzowania. Postawy takie spotykamy również pośród wierzących chrześcijan w obrębie Kościołów i wspólnot kościelnych. Takie grupy chrześcijańskie o mentalności sekciarskiej mogą ulec ewolucji dzięki pogłębieniu swej formacji chrześcijańskiej i kontaktom z braćmi w wierze. W ten sposób mogą one stopniowo umacniać pośród siebie postawy i ducha kościelnego. Kryterium rozróżniania pomiędzy sektami pochodzenia chrześcijańskiego i Kościołami oraz wspólnotami można nieraz odnaleźć w źródłach nauczania tychże grup. Tak na przykład jako sekty można by określić te grupy, które poza Biblią mają także inne księgi „objawione” lub „przesłania prorocze” bądź też grupy wyłączające z Biblii pewne księgi protokanoniczne, bądź wreszcie radykalnie zmieniające ich treść.”. Działalność sekt i grup kultowych wiąże się zazwyczaj z pewnym zagrożeniem dla wolności obywateli i ogółu społeczeństwa. Opisując je wskazuje się najczęściej na autorytarną strukturę, stosowanie przez nie różnych form kontroli umysłu (pranie mózgów), kontrolę myśli, silny nacisk grupowy na jednostkę, a także silną manipulację umysłem i uczuciami. To wszystko prowadzi do kontroli zachowania. W przypadku niektórych grup satanistycznych mamy do czynienia dodatkowo z afirmacją zła oraz działaniami o charakterze wyraźnie aspołecznym i przestępczym. W ostatnich latach problemem sekt interesowały się również instytucje o charakterze międzynarodowym. Przygotowany w roku 1984 na polecenie Parlamentu Europejskiego tzw. Raport Cottrella używa w odniesieniu do sekt terminu „nowy ruch religijny”. Dokument przypomina, że problem sekt nie jest zagadnieniem wyssanym z palca. Dokument wymienia konkretne grupy (nie wspomina nic jednak o satanizmie) przypominając, że: „ Trudno byłoby wyliczyć wszystkie ruchy, których działalność oceniania jest przez społeczeństwo negatywnie (...) Niektóre ruchy poddają swoich adeptów technice „prania mózgu”, mającej ich przeobrazić w istoty całkowicie zależne od nowej wiary — polega to na kontrolowaniu ich diety żywieniowej, odsuwaniu ich od rodziny i przyjaciół, nakłanianiu do zerwania wszelkich kontaktów ze światem zewnętrznym, zakłócaniu ich snu”. W innym miejscu raport wskazuje na fakt, że większość ruchów, „powodowanych nieufnością, pragnie oderwać adeptów od rodzin, przyjaciół i każdej osoby, która mogłaby nakłonić ich do wystąpienia z ruchu...”. Przestawione powyżej napotykane często w pracy badawczej „problemy” związane z opisem sekt dotyczą na różne sposoby zjawisko satanizmu. Jak wspomniałem na początku tego rozdziału, działalność satanistycznych grup kultowych wielu autorów wiąże wprost z działalnością sekt, w związku z tym, „problem satanizmu” jest wiązany bardzo często z „problemem sekt” i tak pozostanie chyba do końca. Powstające wciąż nowe opisy zjawiska, z jednej strony przybliżać będą badaczy do sedna sprawy, z drugiej zaś, prowadzić będą, w rozrastający się gąszcz, tworzonych na różne sposoby i w różnych kontekstach, nie zawsze do końca potrzebne terminy, podziały i klasyfikacje. Zjawisko satanizmu tłumaczyć można również w kontekście grup subkulturowych. Słusznie zauważa Andrea Porcarelli, że rozgłos jaki nadano pewnym przypadkom „związanym mniej lub bardziej bezpośrednio z satanizmem jest przejawem i wytworem chorobliwej ciekawości, jaką budzi w wielu współczesnych ludziach wszelka rzeczywistość tajemna, a zwłaszcza satanizm”. Odnalezienie jasnych i w miarę czytelne kryteriów rozpoznania przyczyn i form satanizmu jest zadaniem pierwszoplanowym. Określenie uwarunkowań jego powstawania i atrakcyjności oraz określenie zależności wobec dominującej kultury społecznej, norm i zasad społecznych pozwala lepiej rozumieć przyczyny fascynowania się przez młodzież (ale nie tylko) ideologią zła i tworzenia przez nią grup o charakterze sekciarskim i subkulturowym. Subkulturę definiuje się na wiele sposobów. Rozumienie tego czym są subkultury młodzieżowe jest różne u poszczególnych autorów. Według Encyklopedii Popularnej PWN z roku 1982 subkulturę należy rozumieć jako grupę w której obowiązują odmienne wzory i normy postępowania od tych, które obowiązują w społeczeństwie. Nowa Encyklopedia Powszechna PWN z roku 1997 precyzuje zagadnienie w niewielkim stopniu podając, że subkultura jest zespołem „symboli i aksjologicznych odniesień określających odrębność danej grupy względem innych grup społecznych”. R. Dyoniziaka pisząc o subkulturach akcentuje siłę zachodzących relacji wewnątrz grupy. O subkulturze zdaniem autora mówić można gdy „wiele jednostek ma podobne problemy i gdy na gruncie wspólnych zainteresowań i dążeń powstają dość trwałe więzi miedzy rówieśnikami, którzy tworzą im tylko odpowiadające i ich obowiązujące normy, wartości, wzory, to pewna całość tych norm, wartości i wzorów stanowi podkulturę określonej zbiorowości” . Analizując specyfikę młodzieżowych subkultur nie można pomijać aspektu interakcji grupy subkulturowej z społecznością lokalną i społeczeństwem jako takim, które to określa zasadniczy zręb obowiązujących norm postępowania. Niezależnie od sposobu definiowania zjawiska subkultury należy stwierdzić, że w większości przypadków traktowana jest ona jako grupa, w jakiejś mierze kontestująca społeczeństwo w ramach którego funkcjonuje. Czy uzasadnionym jest mówienie o grupie satanistycznej jeżeli w jej skład wchodzi zaledwie kilka osób? Z punktu widzenia socjologii nawet dwie osoby mogą stanowić grupę ( Wiatr, Cz. Znamierowski). Większość autorów uważa jednak, że o grupie społecznej można mówić dopiero przy trzech osobach (J. Szczepański, G. Simmel). W związku z tym, błędne są argumenty niektórych badaczy problemu jakoby, fakt że subkulturowe grupy satanistyczne są mało liczne blokował możliwość postrzegania satanizmu w kategoriach destrukcyjnych zorganizowanych grup społecznych. W świetle licznych teorii dotyczących specyfiki grup subkulturowych należy podkreślić konieczność występowania pewnych niezbędnych elementów strukturalnych zapewniających możliwość mówienia o grupie subkulturowej. Czesław Matusewicz twierdzi, że subkultura posiada cztery bardzo istotne elementy strukturalne: a) swoisty język; b) swoista tonacja uczuciowo - emocjonalna, c) specyficzne formy zachowania, d) specyficzny system wartości. Wymienione elementy odnajdujemy w grupach zaliczanych do subkulturowych satanistów. Młodzież zrzeszona w grupach satanistycznych wyczerpuje zazwyczaj znamiona grupy społecznej określanej mianem subkultura i równocześnie ją przekracza, co powoduje, że możemy satanizm rozumieć w szerokim znaczeniu również jako światopogląd, nurt intelektualny, itp. Na różne sposoby wymyka się satanizm jakimkolwiek próbom ustrukturyzowania go w ramach jakiejś definicji. Nie znaczy, że takich prób nie należy podejmować. Wręcz przeciwnie, wszelkie definicje, nawet gdy są nie do końca precyzyjne stanowić mogą dobry przyczynek do podjęcia pogłębionej refleksji nad zjawiskiem. Czym jest satanizm? Giuseppe Ferrari wskazuje, że mówiąc o satanizmie należy mieć na myśli „osoby, ugrupowania lub ruchy, które już to w odosobnieniu, już to w ramach mniej lub bardziej zorganizowanych struktur praktykują w jakiejś formie kult (np. tzw. oddawanie czci, adorację, przywoływanie) bytu określanego w Biblii jako zły duch, diabeł lub szatan; byt ten jest zazwyczaj pojmowany przez satanistów jako istota lub siła metafizyczna, jako tajemniczy, wrodzony element ludzkiej osoby lub też jako nieznana energia naturalna, którą przywołuje się poprzez określone praktyki rytualne, nazywając różnymi imionami (np. Lucyfer)”. Autor niniejszej wypowiedzi podkreśla również, że satanizm przyjmujący formę zróżnicowaną organizuje się w ruchy mniej lub bardziej formalne. Część z nich „jest wzajemnie powiązana, inne nie; niektóre pozostają nie znane nawet dla ludzi mających kontakt ze środowiskami satanicznymi”. Istnienie pewnych grup satanistycznych „jest bardzo krótkotrwałe, a może tylko „wirtualne”, inne z czasem zaprzestają działalności lub w pewnych przypadkach kontynuują ją w ukryciu; część z nich działa jawnie, część potajemnie; ponadto prawie we wszystkich dokonują się nieustanne rozłamy, to znaczy że dana grupa dzieli się na dwie lub więcej, a z tych wyłaniają się później kolejne odgałęzienia”. Aby lepiej rozumieć społeczny i psychologiczny wymiar funkcjonowania satanizmu oraz jego specyfikę należy go rozpatrywać w układzie trzech zmiennych wzajemnie się warunkujących: a) grupa satanistyczna (rozumiana nie tylko jako grupa subkulturowa); b) adept grupy satanistycznej oraz c) społeczeństwo. Analiza triady współzależnych przedstawionych na powyższym schemacie proponuję analizować w następujący sposób: 1. na styku adept — grupa kultowa (subkultura satanistyczna): przynależność do grupy może mieć charakter dość ścisły albo zupełnie luźny; 2. na styku adept — społeczeństwo: adept może odrzucać normy społeczne w stopniu całkowitym lub umiarkowanym, może wykazywać względem społeczeństwa pozycję względnie neutralną lub względnie pozytywną (zawsze jednak odrębną); 3. na styku grupa kultowa (subkultura satanistyczna) — adept: grupa satanistyczna ufa i wtajemnicza w grupę danego adepta w stopniu całkowitym, umiarkowanym lub zdecydowanie ograniczonym; 4. na styku grupa kultowa (subkultura satanistyczna) — społeczeństwo: grupa satanistyczna może stać w silnej opozycji do społeczeństwa lub zająć względem niego pozycje neutralną lub wręcz pozytywną; 5. na styku społeczeństwo — adept: przynależność do grupy satanistycznej może być przez społeczeństwo (zwłaszcza społeczność lokalną) napiętnowane co prowadzić może do jeszcze większego poziomu opozycyjności jednostki wobec norm społecznych. Istnieją jeszcze dwie możliwości: obojętność zbiorowości lokalnej wobec adepta takiej grupy lub aktywne wsparcie celem umożliwienia właściwej socjalizacji; 6. na styku społeczeństwo — grupa kultowa (subkultura satanistyczna): społeczeństwo aktywnie piętnuje działalność danej grupy, jest wobec niej neutralne albo ją wręcz wspiera; Przedstawione powyżej możliwe interakcje potwierdzają fakt, że zjawisko satanizmu jest niezwykle złożoną strukturą społeczną, bez możliwości ukazania jej w kategoriach zamkniętych definicji i ściśle określonych schematów. Niektórzy badacze na różne sposoby usiłują „wytłumaczyć” sekty — w tym sekty satanistyczne, ukazując liczne grupy kultowe w jasnym świetle. Można zapytać, czemu służy to wybielanie? W kontekście grup satanistycznych u pewnych autorów szczególnie wyraźnie widać tendencje usprawiedliwiania satanizmu jako takiego. Satanistyczne idee są nieszkodliwe i nie mają właściwie żadnego związku z działalnością przestępczą młodzieży — twierdzą niektórzy. Jak już wspomniałem wielokrotnie wcześniej, satanizm jest zjawiskiem wieloaspektowym, nie można sprowadzić do kategorii grupy sekciarskiej. Satanizm jest także ideą, filozofią, stylem bycia, postawą, itp. Satanistyczna idea propagowana przez „intelektualistów w krawatach” na łamach stron internetowych, książek, itp., może być dużo niebezpieczniejsza niż zbuntowana młodzież. Satanizm w wymiarze filozoficznym jest czymś, co ze swej natury nie służy ani jednostce ani społeczeństwu, które to przecież kontestuje ze swej natury. Satanizm obiecując wolność i niezależność ostatecznie prowadzi zafascynowanych nią adeptów na bezdroża samotności i samowykluczenia społecznego. Oferowana w satanistycznej filozofii wolność zamienia się z biegiem czasu w nie do zniesienia ból, w poczucie jakiegoś totalnego uzależnienia od wyznawanej filozofii. Uzależnienie od konieczności „czynienia zła” które rani innych oraz siła, która pozornie daje poczucie bezpieczeństwa, z czasem okazuje się wewnętrznym zniewoleniem, klatką, która krepuje słabość ludzkiego serca zdolnego w normalnych warunkach do rezygnacji z siebie na rzecz drugiego człowieka. Obraz zniszczenia jaki może dokonać się w życiu jednostki ukazuje w sposób nad wyraz przejmujący świadectwo młodego chłopaka (Tomka), który w pewnym momencie swojego życia uwikłał się w praktykę satanizmu: Miałem 15 lat, gdy na poważnie zacząłem interesować się czarną magią. Moi rodzice, głównie matka miała sporą bibliotekę dotycząca zjawisk paranormalnych. Wierzyła w zaklęcia, czarownice i temu podobne sprawy. Ojciec byt natomiast święcie przekonany, że istnieje UFO i ciągle miał nadzieję, że je kiedyś zobaczy na własne oczy. Nie przeszkadzało im to chodzić regularnie do kościoła — to tak na marginesie. Wychowywałem się więc w atmosferze niesamowitości okraszonej magią, jako nastolatek chciałem pójść nieco dalej. Zrobić coś na własną rękę. Kupiłem na straganie z książkami rzecz o czarnej magii i sposobach jej uprawiania. Takie trochę jarmarczne wydanie. Zaraz pierwszej nocy wypróbowałem kilka zaklęć. Uważałem, że to świetna zabawa. Noc, dziwne, tajemnicze słowa i cała ta atmosfera, że wkracza się w nierealny, nieznany świat. Zacząłem szukać „fachowców”, czyli dorosłych, którzy zajmowali się czarną magią na poważnie. W naszym mieście nie było to łatwe albo nie umiałem wyłuskać ich z tłumu. Na szczęście. Trochę rozczarowany brakiem w okolicy czarownic i magów, postanowiłem sam coś zrobić i „wtajemniczyłem” w swoje niewinne wtedy jeszcze czary kilku moich kumpli, jeden z nich był rozpieszczonym jedynakiem zamożnych rodziców. To on wymyślił, by w starym garażu na końcu ich posesji zrobić rodzaj „świątyni”. Obejrzeliśmy kilkanaście filmów fabularnych, głównie o satanistach, nim urządziliśmy to miejsce. Czarne ściany, odpowiednie znaki, o których nie będę mówił, by moja wypowiedź nie stała się instrukcją obsługi, był też ołtarzyk, dużo świec, a dla nas odpowiednie szaty — oczywiście, w wiadomym kolorze. Sami obmyślaliśmy rytuały i ceremonie. Wszystko jak w filmach, jeden z chłopaków załatwił taśmy z ostrą metalową muzyką. Zawsze ktoś też przynosił alkohol, bo „na trzeźwo” jakoś nie szło nam mordowanie psów, kotów, szczurów, kurczaków i królików. A była to podstawa rytuału. Piliśmy ich krew, co jest obrzydliwością samą w sobie i wymyślaliśmy, jakich to okrutnych rzeczy moglibyśmy dokonać bez zmrużenia oka. Generalnie, chyba nie powiem nic odkrywczego, ubzduraliśmy sobie, że będziemy żyć dokładnie odwrotnie, niż nakazuje dekalog. Zło stało się naszym narkotykiem. Zło bardzo szybko wciąga, rzec można niepostrzeżenie, jest takie łatwe do zaakceptowania. W ten sposób „bawiliśmy się” jakieś dwa lata. Potem pojawił się opiekun. Mężczyzna około czterdziestu lat, wykształcony i dość zamożny. Znało go pół miasta. Nikt nie wiedział, że jest satanistą. Wypatrzył nas w księgarni, gdy szukaliśmy podręczników czarnej magii i okultyzmu. Powiedział, że ma całą bibliotekę odpowiedniej literatury i może nam udostępnić książki wydawane na Zachodzie. Do niczego nas nie zmuszał. Nie było składania ofiar z ludzi, gwałtów na dzieciach, zbiorowego seksu, choć wiem, że na Zachodzie jest to praktykowane wśród satanistów niemal powszechnie. Ale myślę, że tylko dlatego, że nikt z nas tego nie zaproponował. Bowiem w grupie obowiązywała zasada, że jeśli ktoś ma ochotę na zrobienie czegoś perwersyjnego, zboczonego, obłędnie złego, jest to do wykonania z pomocą całej reszty. Pojawiły się też kobiety. Uprawianie seksu jest bowiem uznawane za rodzaj wyzwalania magicznej siły psychicznej. Oczywiście, przywoził je nasz opiekun. Za każdym razem inne. Myślę, że były prostytutkami, niektórym brakowało piątej klepki, to pewne. Zachowywały się dziwnie, jak po narkotykach. Bełkotały coś bez sensu i znikały równie szybko, jak się pojawiły. Kiedy poczułem po raz pierwszy, że tonę? Skończyłem liceum i poszedłem na studia. Nie opuszczałem ani jednego spotkania w starym garażu. Któregoś razu nasz opiekun zaproponował, by jeden z kolegów przyprowadził swojego najmłodszego brała — czterolatka. Twierdził, że gdy taki maluch zobaczy rytuał składania ofiary, gdy każe mu się wypić krew i zjeść kawałek serca zwierzaka, zostanie satanistą do końca życia. Poza tym, dowodził dalej, trzeba udowodnić Lucyferowi, że jesteśmy prawdziwymi wyznawcami. Chodziło mu o gwałt, zobaczyłem to w jego twarzy i przypomniałem sobie, jak błyszczały mu oczy, gdy opowiadał o gwałtach na dzieciach jako szczycie rytuału, jego kwintesencji. Był pedofilem. Mało nie zwymiotowałem, słysząc, co mówi. Sam robiłem różne złe rzeczy, nie byłem aniołkiem, ale wciąganie dziecka... Tego było za dużo. Na szczęście Bóg nie odebrał nam do końca rozumu, bo brat dzieciaka zerwał się na równe nogi i po prostu uciekł. Tylko nasz bogaty maminsynek nie widział w tej propozycji nic zdrożnego. Opiekun wycofał się natychmiast, twierdząc, że widocznie nie jesteśmy jeszcze gotowi. Od początku prowadziłem dziennik. I to chyba on pozwolił mi utrzymać resztki zdrowego rozsądku. Gdy go czytałem, moje spadanie w dół stawało się czytelne jak na dłoni. Utknąłem po uszy w praktykach satanistycznych, bo to naprawdę człowieka wciągało, ale jednocześnie coraz bardziej się bałem. Zaczęły dziać się ze mną i wokół mnie rzeczy, które jeżyły mi włosy na głowie. Nie przesadzam! Noc stała się moim wrogiem. Przestałem spać, bo we śnie miałem krwawe, brutalne wizje. Czasem budziłem się, a one dalej trwały. Zdarzało mi się coś widzieć nawet w biały dzień, podczas wykładów lub na spotkaniu z przyjaciółmi. Z czasem te „rzeczy” zaczęły przytrafiać się mojej rodzinie. Matka była przekonana, że dom nawiedziły złe duchy. Dziewczyna, z którą wtedy chodziłem, narzekała, że nagle budzi ją w nocy straszny ziąb, choć właśnie była pełnia lata; że ktoś dotyka jej twarzy, nie daje spać. Bała się, że traci zmysły. W moim życiu pojawił się wówczas chłopak, mój rówieśnik. Chrześcijanin. Bardzo zdecydowany, jeśli można tak rzec, w swojej wierze. On jeden zauważył, że dzieje się ze mną coś nie tak. Przegadaliśmy parę nocy, nim mu powiedziałem, kim jestem, już bez dawnej dumy, ale z lękiem, co będzie ze mną dalej. Pamiętam jego reakcje. Odruchowo złapał w rękę krzyż, który nosił zawsze na szyi. jakby w geście obrony. Przez pół roku mówił mi o Jezusie, wierze, o Kościele, nim zdecydowałem się przekroczyć próg świątyni tego prawdziwego Boga, jedynego prawdziwego Boga. Panicznie bałem się, ale nie tego, że w progu dopadnie mnie karząca dłoń Stwórcy, tylko zemsty demonów. Boję się do dzisiaj. 10 lat po odejściu. Bo jeśli przyjdzie komuś do głowy kontakt z czarną magią, z okultyzmem, z satanistami — niech wie, że strach nie opuści go już nigdy. To działa jak spirala. Coraz więcej i coraz intensywniej, aż do obłędu — że kiedyś cię dopadną i zemszczą się za zdradę. Wiem, co mówię. Paru z moich dawnych kumpli, których nie udało mi się namówić do rzucenia satanizmu, skończyło w domu dla psychicznie chorych. Jestem pewny, że kilku po wyjściu na wolność wróciło do dawnego obyczaju. Dopilnował tego opiekun. Nie wiem, co się z nimi teraz dzieje. Wyjechałem z miasta po założeniu rodziny. Nie mogłem ryzykować. Przykład jaki został przytoczony powyżej ukazuje jak wiele w życiu jego autora spraw zostało z sobą dziwnie pomieszanych. Satanizm nie koniecznie należy kojarzyć tylko i wyłącznie z krwawymi ofiarami ze zwierząt i ludzi. Oczywistą sprawą jest na dzień dzisiejszy, że nie wszystkie rytuały satanistyczne związane są z fizycznym zadawaniem bólu. Jak potwierdzają to liczni autorzy większość rytów satanistycznych ma charakter symbolicznych inscenizacji w których ważne miejsce odgrywa psychodrama. W krańcowych sytuacjach sataniści przechodzą z płaszczyzny symbolicznej do rzeczywistości, w której dokonywać się może z ich udziałem różnego rodzaju fizyczna przemoc. Wobec tego typu możliwości rodzi się słuszne pytanie o to jak postępować wobec osób czy wręcz całych grup będących członkami sekt destrukcyjnych? Analizując specyfikę różnych grup satanistycznych (głównie mam na myśli w tym momencie wulgarne młodzieżowe grupy satanistyczne) wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem w sytuacji zagrożenia będzie podjęcie kroków, jakie radzi się w przypadku sekt destrukcyjnych. UWAGA! W tym rozdziale nie zachowano przypisów z wersji drukowanej! opr. ab/ab
rytuały satanistyczne w watykanie